Rafał Kaplita: Przyznam Ci się, że szedłem na ten film z dużą dozą wątpliwości i kiepskim nastawieniem. Zresztą wiesz. Chodziło głównie o temat filmu. Światełko w tunelu dawało miejsce i autorzy produkcji. Myślałem - prawdopodobnie jeszcze nigdy w życiu nie widziałem filmu z Palestyny. A to, że tak egzotyczny film trafił u nas do szerokiej dystrybucji, kazało przypuszczać, że jest w nim coś wyjątkowego. Tymczasem okazało się, że filmowa Palestyna jest mi doskonale znana, ponieważ reprezentuje schemat z Hollywoodu…
Dominik Nykiel: Co więcej, schemat, który odnosi się do nawet do konkretnego filmu, z którym koresponduje już tylko sam tytuł filmu. Chodzi oczywiście o "Milionera z ulicy" Danny'ego Boyle'a.
RK: Oryginalny tytuł nie koresponduje. To nasi polscy tłumacze zrobili sobie rozwinięcie w stronę „Slumdoga…”. Zgodzę się, że film Boyla prawdopodobnie był punktem odniesienia dla twórców „Idola…”, jednak ta historia, a nawet jej schemat opowiadania, nie jest do końca taki sam. Różnią się też nieco filmowi bohaterowie. Boylowski Jamal wygrywa „Milionerów”, ale, ustalmy, nie należy do najwybitniejszych mózgów tej planety. To po prostu los mu w jakiejś mierze dopomógł. Tymczasem Mohhamad już od pierwszych scen błyszczy swoim talentem. Od samego początku wie, po co się urodził. Chce być wielki. Chce być sławny. Problemem na jego drodze jest miejsce zamieszkania – zniszczona przez wojnę Strefa Gazy.
DN: I to w dużej mierze determinuje jego postawę i zachowanie. I dlatego też często oglądamy zniszczenia i gruzowiska spowodowane konfliktem zbrojnym. W ogóle ta sytuacja polityczna przebrzmiewa do samego końca, jest tłem tej historii. Dlatego też została ona opowiedziana. Zresztą już na wstępie dowiadujemy się, że jest to opowieść zainspirowana przez autentyczne wydarzenia. Wracając jednak do Mohhamada, to ma on też cel, motywację, która sprawia, żeby iść dalej - podobnie jak Jamal. Zresztą nie ukrywam, że na "Idola..." patrzyłem przez pryzmat "Milionera...". Już pierwsza dynamiczna scena z dziećmi do złudzenia przypomina scenę z filmu Boyla.
RK: Bez wątpienia „Idol…” został zrobiony z myślą o tym, by osiągnąć jakiś sukces za granicą, a najprostszym na to sposobem jest wpasowanie się w zagraniczne, w tym przypadku zachodnie upodobania, czy estetykę. Jeśli więc czerpać gdzieś inspiracje, to u najlepszych, choćby oscarowych hitów. Jak wiesz – nie jestem jakimś szczególnym wielbicielem „Slumdoga…”. To, co najbardziej mnie w nim drażniło, to ckliwość scen i finałowe rozbuchanie atmosfery. I ciekawym jest też to, że choć „Idol…” jest dla mnie filmem słabszym od „Slumdoga…”, to lepiej sobie radzi w tych momentach. Opowiadając historię chłopaka, który zrobił coś niezwykłego w swoim życiu i świadkiem tego były miliony ludzi, nie da się raczej uniknąć pewnych scen, podniosłych chwil, może łez. Wszystko to tu było, a jednak, jak mi się zdaje – jest nieco bardziej wiarygodne, wyważone, usprawiedliwione przez ludzki dramat, który dotykał też nieraz tytułowego, a późniejszego idola.
DN: Tak, nasz bohater prze przed siebie, ale jest pełen wątpliwości, rezygnacji i obaw. A gdy już osiąga sukces, to okazuje się, że w jego przypadku idzie za nim presja związana z wielkimi oczekiwaniami wszystkich mu kibicujących. Bo Mohhamad staje się tu pewnego rodzaju symbolem.
RK: Wyjaśnij…
DN: Chodzi o to, że jego wygrana pokaże innym ludziom w Palestynie, ale także - a może przede wszystkim - tym na całym świecie, że można być kimś, można dojść do czegoś i da się wyrwać do "lepszego świata" z takiego miejsca jak Strefa Gazy, które w "Idolu..." zostało pokazane jak miejsce zapomniane przez Boga. Takie, w którym nie ma sensu nawet marzyć, o czym słyszymy już na samym początku z ust młodocianych bohaterów.
RK: No tak, to faktycznie trochę kino lepszego jutra, ku pokrzepieniu serc. Takie, powiedzmy, współczesne kino New Dealu, tylko różnica jest taka, że kinowy New Deal, choćby w wydaniu Capry, wydawał się przed laty nieco utopijny, tak tutaj temat marzeń o lepszej przyszłości jest obudowywany prawdziwymi wydarzeniami. Choć, tak szczerze mówiąc, ciekaw jestem ile z tej historii faktycznie ma potwierdzenie w faktach, a ile zostało „zmyślonej” na potrzeby uatrakcyjnienia tego filmu. Tak pytam się o to, ponieważ od początku mówimy o tym filmie dość pochlebnie, a tak naprawdę to razi w nim masa rzeczy. Choćby właśnie skrótowość i uproszczenie niektórych wątków. Nie uważasz?
DN: Jak najbardziej. Oglądając "Idola.." miałem wrażenie, że gdzieś tam jest dużo dłuższa wersja reżyserska, która fabularnie jest pełniejsza i pokazuje wszystko, czego brakło nam w trakcie tego seansu. A może jednak pomimo tych wszystkich mankamentów wypowiadamy się pozytywnie, bo widzimy bijący z niego optymizm? Bo chyba po to powstał ten film. Poza tym być może nasza życzliwość wynika również z tego, że - jak powiedziałeś na początku - film z tej części świata to niezwykła rzadkość, żeby nie powiedzieć unikat.
RK: Ale tu nie ma typowego optymizmu. Jest radość, ale gdzieś tam momentami nawet przez łzy. Sukces, tu znów porównanie do „Slumdoga…”, jest wypadkową serii niepowodzeń i dramatów, po których, mimo wszystko, jakaś szrama na osobowości zostanie. I może dlatego traktujemy ten film z taryfą ulgową, żeby tej radości nie dobijać. Niech ona sobie będzie, niech się ludzie też cieszą, a my ewentualnie możemy przejść obok niej obojętnie albo nie. Pewnym jest jednak, że jeszcze nigdy promocyjne programy telewizyjne nie miały takiej mocy. Ba! Nie miały takiego profilu. Owszem, telewizja promowała różne rzeczy od jej, ale wyglądało to zupełnie inaczej. Teraz idziesz do telewizji wygrać swoje życie, swoją przyszłość, swoje ja. To, kim w życiu będziesz, zależy od tego, czy wygrasz casting. Dla mnie to jest akurat przygnębiające…
DN: A dla mnie na obecną chwilę przygnębiające jest to, że „Idola z ulicy” można znaleźć tylko w jednym rzeszowskim kinie. Bo chociaż oceniliśmy go jako przeciętny i wtórny, to jednak jest to egzotyczne kino, z którym, tylko właśnie z racji pochodzenia, warto się zapoznać.
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.