Dominik Nykiel: Jesteśmy z pokolenia, które urodziło się już po wydarzeniach przedstawionych w najnowszym filmie Macieja Pieprzycy "Jestem mordercą". Czy więc taka historia, kogoś takiego jak Wampir z Zagłębia, może nas, a tym bardziej młodszych od nas zainteresować? Przecież dzisiaj w kinie mamy do czynienia z zalewem kryminałów, które pokazują większe i drastyczniejsze zbrodnie niż te, które oglądamy w tym filmie.
Rafał Kaplita: Gdybyśmy podchodzili do kina z zasadą: interesuje nas tylko to, co przedstawia naszą historię albo z nami związaną, to prawdopodobnie bardzo szybko byśmy się nim znudzili. Równie dobrze można by zapytać, czy jesteśmy w stanie zainteresować się filmami o wojnie w Wietnamie, o lądowaniu na księżycu, o narodzinach jazzu i wieloma, wieloma innymi. Myślę, że każda historia ma szansę, by nas zainteresować. Kwestia tylko tego, jak jest opowiedziana. Jak bardzo dla nas wartościowa. I faktycznie, mamy dziś mnóstwo kryminałów, które swoim wyglądem bądź napięciem zrobią na nas dużo większe wrażenie niż ten, ale weźmy też pod uwagę, że „Jestem mordercą” to nie jest taki „czysty”, książkowy kryminał, w którym mamy mordercę, detektywa, zagadkę i wszystko ma nas prowadzić do finałowego rozwiązania sprawy. Tutaj ten temat jest bardziej skomplikowany.
DN: Co masz konkretnie na myśli?
RK: Chodzi o historyczno-polityczne tło tej historii. Powiedziałbym wręcz, że jest ono nawet głównym tematem tej historii, a nie sama zbrodnia. W kraju, w którym zachowywano pozory szczęścia i sukcesu, pojawia się ktoś taki jak Wampir. Milicja jest bezradna, a przecież, według statystyk, ma stuprocentową skuteczność w działaniu. Tym sposobem domniemany Wampir, którego w pewnym momencie schwytano, staje się postacią balansującą gdzieś pomiędzy statusem napastnika a ofiary. Tak, ofiary. Utrzymuje się bowiem, że jest mordercą bez żadnych, twardych dowodów. No i to jest kluczowa sytuacja w tym filmie, gdzie wszyscy są zadowoleni z tego, co tak naprawdę jest kompletnie powierzchowne.
DN: Czyli mamy dokładnie to samo, co Pieprzyca pokazał w 1998 roku w swoim pięćdziesięciominutowym filmie dokumentalnym na ten temat, którego fabuła jest jedynie rozwinięciem. W dokumencie tym śledczy, prowadzący niegdyś sprawę Wampira z Zagłębia, wyraźnie powątpiewają w winę Zdzisława Marchwickiego, który w filmie jest Wiesławem Kalickim. Fabuła jednak skupia się na pokazaniu tego, jak milicja i organy ścigania miotają się, nie wiedząc, co z tym wszystkim zrobić. Poza tym, co najciekawsze dla mnie w tej fabule, reżyser zwrócił uwagę na to, czego nie zrobił w dokumencie - na wątpliwości i wyrzuty sumienia poszczególnych milicjantów. Równolegle pokazał w ten sposób, jak co niektórzy zrobili karierę dzięki tej sprawie
RK: Przede wszystkim nie powiedziałbym raczej, że film fabularny jest rozwinięciem dokumentalnego, bo, paradoksalnie, z krótkiego dokumentu dowiadujemy się dużo więcej o sprawie niż z blisko dwugodzinnej fabuły. I już pomijam fakt, że nazwiska zostały zmienione i dodany wątek romantyczno-sensacyjny. Dokument wyrzuca raz po raz fakty, każąc nam zbudować sobie jakąś wizję wszystkiego tego, co mogło się wtedy wydarzyć. W milicji, w celi, również w głowie domniemanego sprawcy, a także w jego rodzinie, która przecież została dotkliwie wpleciona w tę historię, co omija skutecznie omawiany tytuł. Fabuła skupia się bardziej na tym, co robiono wokół sprawy, jak ją „załatwiano”. Jak piło się wódkę na imieninach, jakie były naciski, jak funkcjonował w tamtej chwili organ teoretycznej sprawiedliwości. Pewnym jest jedno – żeby dotrzeć do celu stosowano drogę na skróty, bo gonił czas, presja społeczeństwa, władzy – tej nawet bardziej. Tylko czy droga na skróty jest zawsze drogą do celu? Takie pytanie stawia ten film. Więcej – stawiając przy tym stos wątpliwości. Tutaj wynik śledztwa nie był uzależniony od kompetencji detektywa, lecz od presji otoczenia. Na zasadzie – im szybciej strzelisz bramkę, tym lepiej dla ciebie. Ale już nieważne czy to będzie gol dla swojej drużyny, czy samobój.
DN: Wydaje się to wszystko takie absurdalnie, nie do pomyślenia!
RK: No nie na darmo wielu czasy PRL-u określa mianem okresu absurdu właśnie, nonsensu. Ale w tym filmie wartość jest jeszcze jedna. Otóż z trochę zafiksowanym sposobem funkcjonowania państwa Pieprzyca zderza tu logicznie myślącego bohatera z krwi i kości. Więcej – on od początku filmu wydaje się być chłopem uczciwym, któremu zależy na rozwiązaniu zagadki i oglądamy przecież, jak nie śpi po nocach, żeby rozpracować Wampira. Intencje ma w każdym razie szczere i dobre. Zobacz co z tego wychodzi. Wygląda to jak nurkowanie w szambie. Idziesz coraz głębiej, a kończy ci się tlen. Zmianę postawy naszego śledczego fajnie portretują dwie sceny zebrań: ta z początku filmu i ta z drugiej połowy.
DN: Wracamy więc do punktu wyjścia - ten film dobitnie pokazuje, co system potrafi zrobić z człowiekiem; jak złamać jego kręgosłup moralny i zagłuszyć wspomniane przeze mnie wcześniej wyrzuty sumienia. Ale żeby też nie zawężać do systemu, to trzeba powiedzieć, że zadziałała tutaj też presja, o której Ty wspomniałeś, i chęć szybkiej kariery i sukcesu, które tutaj wiązały się z kwestią materialną.
RK: No tak. Dodajmy do tego wszystkiego jeszcze jedną rzecz – czasy PRL to w wielu aspektach życia czasy braku. Wtedy nie było tak jak dziś – masz pieniądze, to kupujesz co ci pasuje, nie masz, to starasz się je zdobyć. Pamiętam jak mi ojciec mówił, jak musiał „załatwiać” eternit na dach garażu, bo nie można było go sobie wtedy ot tak kupić. I to widać też w tym filmie. Pewne rzeczy dostawałeś „po znajomości” za „zasługi”. Choćby ten kolorowy telewizor. To była ogromna pokusa. Ten film pokazuje sytuację, w której robisz co ci mówią i masz co chcesz albo nie robisz i zabierają ci wszystko. Przyznasz, że temat uczciwości zostaje tu postawiony w specyficznym położeniu.
DN: Tak. A najbardziej przerażające jest to, że ta (nie)uczciwość odnosiła się tu do ludzkiego życia, które dla niektórych wcale nie miało jakieś większej wartości. Śmiało więc można powiedzieć, że ważniejszy był rozgłos, wyniki i domniemany sukces niż życie jakiegoś człowieka. Tym bardziej, że prawdopodobnie był on niewinny...
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.