Jednym ze sposobów na opisanie nowego filmu Christiana Petzolda jest odwołanie się do hasła reklamowego, które stara się go potencjalnym widzom dookreślić. „Casablanca po niemiecku”, bo o nie chodzi, brzmi być może przesadnie, w końcu ten skromny utwór odwołuje się do tzw. klasyka kina, jednak wydaje mi się dość trafne, jeśli weźmiemy pod uwagę problem jaki porusza. Każdy dobrze wie, że „Casablanca” to „romansidło”, a przynajmniej tak najczęściej się o niej myśli. Każdy też, kto „Casablancę” już widział, wie, że obrazuje ona uczucie niemożliwe do zrealizowania przez warunki, jakie podyktowała wojna. Oto Humphrey Bogart zostawia na lotnisku Ingrid Bergman. W jakimś sensie robi to dla jej dobra, w jakimś sensie dla sprawy. W bardzo podobnym tonie jawi się właśnie „Barbara”. Zesłana do małej mieściny w NRD pracuje na co dzień w szpitalu i, tak naprawdę, knuje ucieczkę do ukochanego. I choć jej plan wydaje się być bardzo obiecujący, to jednak przyjdzie chwila, kiedy będzie musiała podjąć znaczącą dla swoich dalszych losów i uczuć decyzję.
Istnieje jeszcze jedno podobieństwo filmu Petzolda do „Casablanci”. To układ bohaterów. Oprócz postaci pobocznych jest tu trójka postaci kluczowych plus czwarty, będący kimś w rodzaju szpiega, czyli czarny charakter. Żeby było ciekawiej, relacje bohaterów z obu filmów są również zbliżone. Oto jest jedna kobieta i dwóch zakochanych w niej mężczyzn. Jeden miejscowy, który potrafi sobie radzić w niesprzyjających okolicznościach, drugi związany bardziej ze światem zewnętrznym, wolnym i bezpiecznym. Z tym drugim bohaterka jest w obu przypadkach związana intensywniej (żonata lub zaręczona) do tego pierwszego zaś żywi coś w rodzaju fascynacji. Jedna z zasadniczych różnic między bohaterami obu filmów jest jednak taka, że rolę osoby w sytuacji „między młotem i kowadłem” pełnił w „Casablance” mężczyzna, zaś u Petzolda jest nią tytułowa Barbara.
Można więc powiedzieć, że „Barbara” jest swoistą wariacją na temat „Casablanci”. Wykorzystuje niektóre jej motywy i miesza na tyle, żeby wydobyć, co oczywiste, świeży sens. O tyle to jest ważne, że stanowi pewną wypowiedź na temat ludzkiej wolności. Wspominając czasy, kiedy było ciężko, a warunki do życia bywały niegodne człowieka, tak naprawdę odnosi się do współczesności; do teraz, kiedy będąc, z założenia, ludźmi wolnymi, sami pakujemy się w sidła dobrowolnych ograniczeń. I tak jak kiedyś, ludzie, mając mało, bądź nic, czynili wiele, tak teraz, mogąc wszystko, potrafimy być bezradni. Wobec otaczającego nas świata, ale i samych siebie. I jest to przykre, szczególnie w takich momentach, kiedy dzięki filmowi, dostrzegamy różnicę.
Daleko idącym zabiegiem jest porównanie „Barbary” Christiana Petzolda „Życia na podsłuchu” (2006) w reż. Floriana Henckela von Donnersmarcka czy „Różyczki” (2010) w reż. Jana Kidawy-Błońskiego (patrz: plakat do filmu Petzolda). Może i tematyka jest podobna, ze względu na czasy, o których te filmy opowiadają, ale siła ich wyrazu i oddziaływania jest zupełnie inna – wręcz – moim zdaniem – nieporównywalna. „Barbara” nie jest ani tak mocna jak „Życie na podsłuchu”, ani nie jest tak ekscytująca jak „Różyczka”. W „Barbarze” nie czuć tego narastającego zagrożenia (w ogóle nie czuć zagrożenia), które towarzyszyło chociażby filmowi Donnersmarcka. A ten – podobnie jak „Barbara” – wyszedł spod ręki niemieckiego reżysera. Tym samym film Petzolda nie angażuje w swoją opowieść pełną wątpliwych, niejasnych lub uproszczonych rozwiązań, a co dla mnie najgorsze – nie sprawia, bym polubił któregokolwiek z jej bohaterów (a tych można policzyć na palcach jednej ręki), z tytułową Barbarą na czele.
Być może właśnie problem tkwi w samej głównej bohaterce i jej niekonsekwencji w działaniach. Najpierw nienawidzi miejsca, w którym przyszło jej żyć, więc tratuje je jako chwilową przystań, by ostatecznie w tym miejscu pozostać; chociaż reżyser ani przez moment nie pokazuje jakichkolwiek przesłanek czy wahań i rozterek Barbary (w końcu jest człowiekiem, kobietą, czyli z definicji uczuciową i emocjonalną istotą, a nie robotem), które mogłyby wytłumaczyć zmianę jej decyzji.
Ktoś zaraz powie, że przecież przesłanką może być tutaj uczucie (?), jakim darzył ją André - kolega po fachu (lekarz). Albo że w wyniku zaistniałej sytuacji (by nie zdradzać wszystkiego tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli, posłużę się ogólnikami), musiała/chciała podjąć taką decyzję i tym samym poświęcić swoje osobiste szczęście. Co do pierwszego ewentualnego argumentu to – napiszę to bardzo prosto - może i on ją kochał, ale ona jego nie; a przynajmniej nie wykazywała najmniejszego zainteresowania jego osobą, ponieważ „niby” kochała innego, dla którego to miała uciec z tego kraju i razem mieli żyć „długo i szczęśliwie”. Dlatego scena, w której ni stąd, ni zowąd całuje namiętnie swojego adoratora i nagle żywi do niego ciepłe uczucie (jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki), jest sztuczna i nielogiczna. Pewnie zrozumiałbym tę sytuację, gdyby Barbara miała trzynaście, no, może piętnaście, szesnaście lat. Ale sęk w tym, że już dawno tych –nastu lat nie ma i wydaje się być dojrzałą kobietą wiedzącą, czego chce. I przez cały film pokazuje, jak bardzo zależy jej na jednym mężczyźnie.
Co do drugiego ewentualnego argumentu to rozumiem, że poświęcenie siebie i swojego osobistego szczęścia dla dobra i szczęścia innych nie musi przybierać formy patosu, ale takie poświęcenie na pewno w jakiś sposób wpływa na człowieka i jego emocje. Po Barbarze, która ostatecznie znalazła się w trudnej sytuacji, żadnych emocji nie widać. Wygląda to tak, jakby zrezygnowała z czerwonej sukienki na rzecz czarnej sukienki. Chociaż w takiej sytuacji pewnie pojawiłyby się jakieś dylematy. I to mnie właśnie gryzie i nie daje spokoju. I sprawia, że w tę całą historię ciężko mi uwierzyć. Nawet jeśli podobnych historii w życiu wydarzyło się wiele (a wydarzyło). Bo tutaj nie jest problem życiowych sytuacji tylko ich filmowego przedstawienia.
Żeby nie skupiać się tylko na samej bohaterce, bo ostatecznie – parafrazując bohatera granego przez Bogusława Lindę – złą kobietą nie była (tylko kwestia jest taka, że nie wierzę w jej uczucia, motywy i postawę, przez to jej działania i los są mi obojętne; a tak być nie powinno), to jeszcze słów kilka o jej otoczeniu.
Ci „źli Niemcy”, czyli agenci bezpieki, którzy pojawiają się w filmie i którzy inwigilują co jakiś czas Barbarę, są ludźmi zupełnie bez wyrazu; znudzonymi i nie wywołującymi, tak naprawdę, we mnie odrazy za to kim są i co robią. Ot, pojawiają się nagle i znikają. Nie wywołują też, wcześniej wspomnianego, poczucia zagrożenia i niepewności. A gdy dowiaduję się czegoś osobistego o jednym z nich, to ani mu nie współczuję, ani nie staram się go zrozumieć. Bo dla mnie on i jego kolega jest jak duch – przeźroczysty.
Zastrzeżenia nam również, co do historii dziewczynki, której pomaga Barbara. I tutaj jest także trochę niejasności i braku logiki. No bo skoro są tak ciężkie czasy i pracuje ona w tym niby tak świetnie strzeżonym obozie, to jakim sposobem tyle razy udaje jej się uciec? I jakim cudem trafia tak bez najmniejszego problemu do mieszkania Barbary, skoro wcześniej w nim nie była? Te pytania i wątpliwości niech będą pretekstem do zastanowienia się nad filmem, pretekstem do ewentualnej dyskusji o nim.
Zdaję sobie sprawę, że jeśli chodzi o opinię na temat tego filmu, to chyba jestem w mniejszości. Obejrzałem „Barbarę” dwa razy i myślałem, że za drugim razem zmienię o tym filmie zdanie. Że jednak przekonam się do tych superlatyw, o których mówią inni po jego obejrzeniu. Zdania nie zmieniłem, a tylko się w nim utwierdziłem. Może właśnie dzięki temu łatwiej będzie dostrzec tzw. „drugą stronę medalu” i to, że „Barbarze”, czyli niemieckiemu kandydatowi do Oscara 2013 (ostatecznie film nominacji nie zdobył), naprawdę daleko do poziomu „Życia na podsłuchu”, które tego Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego jednak zdobyło. I tego będę się trzymał.
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.