Z jednej strony to film, który przeszedł przez ekrany naszych okolicznych kin bez większego echa i zainteresowania, z drugiej strony to tytuł, który w Stanach nie pozostał obojętnym i doceniono go na niejednym festiwalu. Pokazany w DKF-ie „KLAPS” odwdzięczył się nie tylko swoją ciekawą formą, ale udowodnił, że jego kariera nie jest czymś zupełnie przypadkowym.
„Bestie z południowych krain” to ciekawy filmowy przypadek, już właśnie choćby z powodu kariery, jaką zrobił. Nakręcony jako film niezależny, czyli poza wielkimi wytwórniami, i jednocześnie jako debiut reżyserski Benha Zeitlina, został pokazany na Festiwalu Sundance, gdzie jako zakładany szarak momentalnie wybił się z tłumu, zdobywając, bagatela, główną nagrodę, tj. dla najlepszego filmu roku.
Dla „Bestii…” Sundance, jako Festiwal mający na celu poszukiwanie perełek, okazał się trampoliną do sukcesu i popularności. Od tego momentu film zaczął być pokazywany i doceniany na innych, nie mniejszych rangą, festiwalach (m.in. w Wenecji), aż finalnie doceniła go Amerykańska Akademia Filmowa, przyznając z marszu kilka nominacji do Oscara, w tym za najlepszy film roku, najlepszą reżyserię i pierwszoplanową rolę kobiecą (pomimo, że aktorką była dziewczynka, w dodatku nie grająca nigdy wcześniej w filmach).
Sensacyjna droga na szczyt tego filmu nie jest jego jedynym walorem. Rzecz bowiem również w tym, że „Bestie…” naznaczone są w znacznej mierze autorstwem, a co za tym idzie – odbiegają, nawet sporo, od narzuconych przez Hollywood standardów. I właśnie niestandardowość tej historii (możliwa właśnie dzięki brakowi zaangażowania/narzucania swoich racji przez wielkich producentów) jest dla tego filmu znacznym wyróżnikiem. Być może dzięki niczym nieograniczanej wyobraźni twórcy trudno jednoznacznie powiedzieć, o czym jest ten film, choć, jednocześnie, nie można oprzeć się wrażeniu, że intencje to on posiada. I to wystarcza. Bo nawet jeśli nie potraktujemy tej historii małej dziewczynki z krainy zalanej wodą jako przypowieści o dorastaniu, to możemy uznać, że jest to utwór o godzeniu się z przeciwnościami losu, albo o różnicy pokoleń, tak znacznej, że aż niezauważalnej. I właśnie jako kolorową układankę potraktowałby ten film. Taką, z której można ułożyć przeróżne figury, bo tylko wtedy można się z niej tak naprawdę cieszyć do końca. Albo jako opowieść na dobranoc, po której będziemy słodko spać. Idzie bowiem zawsze o to, aby było kolorowo. Jak na plakacie.
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.