W „Body/Ciało” Małgorzata Szumowska przedstawia własną wizję polskiej rzeczywistości, w której to m.in. matki mordują swoje niemowlęta w dworcowej toalecie, księża są pedofilami, młodzi patrioci to androgeniczni ludzie z wytatuowanym na szyi znakiem „Polski Walczącej”, wyraża się żal, że aborcja jest nielegalna, a Polacy (w kolejnym to już filmie) to antysemici. Ale w sumie przecież nie o to chodzi. To jest jakby przy okazji, by reżyserka raz kolejny wyraziła ideologiczne przekonania, które budzą tylko niesmak i negatywnie wpływają na odbiór filmu. I w tych paskudnych polskich realiach „zalatujących” w dodatku PRL-em, jest miejsce na spirytystyczny wymiar.
Pomimo tych zupełnie niepotrzebnych osobistych ideologicznych akcentów reżyserka porusza jednak ważny problem. Jest nim ciało – w każdym aspekcie, zarówno żywym, jak i martwym. W „Body/Ciało” chodzi przede wszystkim o nieradzenie sobie z ciałem. Na przykład: zaniedbując własne, przez alkoholizm, jak w przypadku bohatera granego fenomenalnie przez Janusza Gajosa; okaleczając przez anoreksję, jak w przypadku córki głównego bohatera imponująco zagranej przez debiutantkę Justynę Suwałę; czy chowanie się pod za dużymi, workowatymi i babcinymi swetrami oraz spódnicami przez terapeutkę graną równie hipnotyzująco przez Maję Ostaszewską. Szumowska stara się pokazać jednak coś więcej niż tylko fizyczne ciało. Mówi, że ludzie nie tylko nie radzą sobie z ciałem w sferze fizycznej, ale również duchowej, której nie wyklucza. Przy czym zdecydowanie opowiada się po stronie żywych i tego, co tu i teraz, na co wyraźnie wskazuje ostatnia scena filmu – najbardziej wymowna, najbardziej ludzka i naturalna.
Z każdej sceny filmu, który może i nie powala na kolana i wielu też zapewne rozczaruje, wypływa temat ciała. I to jest niewątpliwie zaletą „Body/Ciała”. Dobrze, że taki film się pojawił. Ma on potencjał, chociaż nie został dobrze wykorzystany. Na pewno pobudza do refleksji i zdecydowanie jest więcej wart niż wcześniejsze dwa filmy (W imię…” i „Sponsoring”) tak postępowej Szumowskiej. Pytanie tylko, czy jest w stanie się sam obronić (w końcu dostał Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie), czy też szybko zejdzie z kinowych ekranów i popadnie w zapomnienie.