Nieco, a może nawet bardzo głupawa komedia, jaką zasugerował zwiastun, okazała się mieć drugie dno, ciekawy charakter i wcale nie być taką głupią. Historia dwóch osamotnionych mężczyzn, którzy trafiają na siebie kompletnym przypadkiem i mają problemy z porozumieniem się, bo jeden mówi tylko i wyłącznie po chińsku, drugi zaś po hiszpańsku, wydaje się absurdalną, ale tylko pozornie.

Absurd jest dla „Chińczyka…” słowem-kluczem. Stanowi jego punkt wyjścia, tak w kontekście formy, jak i tematu. Bohater filmu – Robert uważa, że świat to jeden wielki (znów) absurd. I choć szuka go w gazetach, to, wydaje się, że również ma go u siebie, zaraz pod nosem. Kiedy, niejako „z nieba” spada mu „na głowę” Chińczyk, wydawać się może, że to tylko podkreśli bezsensowność i śmieszność świata, który go otacza. Ale nic bardziej mylnego. Tytułowy Chińczyk jest tutaj przeciwwagą dla spojrzenia na świat wiecznie niezadowolonego Roberta, podkreśla również, że absurd sytuacji, w jakiej się znaleźli, to tylko i wyłącznie wynik pierwszego wrażenia, które, jak wiemy, bardzo często okazuje się mylnym i nieprawdziwym. Mężczyźni, którzy nie potrafią zamienić ze sobą ani jednego słowa (tzn. mówią do siebie ale w kompletnym niezrozumieniu), w istocie mają na siebie ogromny wpływ. I dlatego absurdalny pomysł na „Chińczyka…”, tak jak jego historia wydają się ostatecznie logiczne, sensowne, w końcu celowe. Podkreślają również, że to co dla jednego może być absurdalne, dla drugiego już niekoniecznie. I dlatego, na pytanie Dominika, który zapytał mnie w trakcie dyskusji, czy uznałbym za absurdalne, gdyby na moje podwórko spadła krowa, odpowiadam: TAK. Nikt nie ma jednak pewności, że krowa uważałaby tak samo.


Widzowie zadecydowali – w DKF „KLAPS” przyszedł czas na komedię. I to z Chińczykiem w tytule. To tak w ramach relaksu i przerywnika między filmami, które – jak to mówią sami Klubowicze – wbijają w fotel i dają po pysku. Oczywiście w sensie pozytywnym. To jednocześnie wyraz tego, że w „KLAPSIE” jest miejsce również dla filmów, które niekoniecznie są wysoce ambitne i trzeba o nich Bóg wie jak i Bóg wie ile rozprawiać. Czyli niekoniecznie też można je nazwać „typowo” dekaefowskimi. Bo nie o to chodzi. Na pewno nie w DKF „KLAPS”. Czasem też trzeba się „odmóżdżyć” i pośmiać, by „KLAPS” rósł w siłę, a ludziom żyło się lepiej. I dzięki temu, żeby mieć nową energię do dyskutowania o filmach, które naprawdę tej dyskusji wymagają. Ale do rzeczy, tzn. do filmu.

„Chińczyk na wynos” swoją historią nawiązuje do tzw. teorii „efektu motyla”, która mówi, że trzepot motylich skrzydeł na jednym kontynencie jest w stanie wywołać tsunami na drugim krańcu świata. Można w to wierzyć lub nie, ale po obejrzeniu filmu Sebastiána Borenszteina, pojawia się myśl, że coś jednak musi w tym być. Bo jak wytłumaczyć to, że na jednym końcu świata krowa spada z nieba i zabija kobietę, a na drugim końcu świata w wyniku tej groteskowej i absurdalnej historii samotnemu, zgorzkniałemu, pedantycznemu i antyspołecznemu mężczyźnie odmienia się życie? Nie żeby to było takie proste i absurdalnie oczywiste. Po drodze, pomiędzy zdarzeniem a ostatecznym jego skutkiem, jest jeszcze… młody Chińczyk, z którym w ząb nie da się porozumieć, który nie ma gdzie się podziać i jeszcze irytuje już tylko tym, że jest. I ta wzajemna relacja jest tutaj najciekawsza i najważniejsza. To ona też stanowi siłę napędową filmu Borenszteina, który pokazuje, że tak naprawdę to nie język – brak jego znajomości - jest barierą w komunikacji międzyludzkiej, lecz spojrzenie na życie i podejście do niego, a także brak empatii i życzliwości.

Jeśli więc, Drodzy Państwo, uznacie, że w Waszym życiu wydarzyło lub dzieje się coś absurdalnego i dziwacznego, to pomyślcie o spadającej z nieba krowie, Chińczyku pojawiającym się ni stąd, ni zowąd oraz Robercie – Hiszpanie, który z grobową miną psioczy na wszystko i wszystkich, a od razu poczujecie się lepiej i szybko dojdziecie do wniosku, że Wasze nie jest tak pokręcone jak się Wam wydawało. A swoją drogą może – gdy w życiu panuje zastój i/lub jest źle - każdy powinien mieć swojego Chińczyka? Najlepiej na wynos.


 

Data wprowadzenia: 2012-11-22