O tym eksperymencie (nazywanym stanfordzkim) profesora Philipa George’a Zimbardo, przeprowadzonym w 1971 roku, chyba już zdecydowana większość słyszała. Na studiach, na których pojawia się przedmiot zwany psychologią społeczną, prowadzący zajęcia nie tylko mówią o eksperymencie Zimbardo, ale najczęściej również pokazują pięćdziesięciominutowy film dokumentalny zatytułowany „Cicha furia” (1991), który wykorzystuje oryginalne nagrania z tego badania. Nawet w niektórych liceach, jak się ostatnio dowiedziałem, wspomina się o więziennym teście z lat 70. XX wieku, co tylko świadczy o jego wielkiej „popularności”, a przede wszystkim o nieprzemijającej aktualności. Nie da się też ukryć, że temat ten za każdym razem wzbudza wielkie zainteresowanie, emocje i dyskusje.
Stąd też fabularna wersja eksperymentu, zatytułowana właśnie „Eksperyment”, pojawiła się w repertuarze Dyskusyjnego Klubu Filmowego „KLAPS” w Wojewódzkim Domu Kultury. Bo niby wszyscy wiedzą o tym, co przeprowadził Zimbardo, ale tak naprawdę nie wszyscy widzieli (?) przynajmniej jeden film fabularny, który o tym opowiada. „Eksperyment” Paula Scheuringa to jeszcze – w miarę – „świeża bułeczka”. Film z 2010 roku (dostępny w wypożyczalniach DVD) jest amerykańską odpowiedzią na niemiecki film – o takim samym tytule – w reżyserii Olivera Hirschbiegela z 2001 roku. I jeśli widziało się tę wcześniejszą wersję (a fabuły to raczej nikomu nie trzeba przedstawiać, bo w obu filmach jest „taka sama”; różnią się jednak tzw. szczegółami, a te, jak wiemy, są najważniejsze), to ta amerykańska pewnie nie podziała z taką siłą rażenia. Szczególnie jeśli obejrzało się je w niewielkim odstępie czasowym.
Lecz nie o porównanie tu chodzi, a tym bardziej nie o deprecjonowanie „Eksperymentu” A.D. 2010/USA, ponieważ film Scheuringa również działa na emocje. W niektórych przypadkach nawet piorunująco, do czego przyznawali się po seansie, podczas dyskusji, sami widzowie. I nawet jeśli się przed tym wzbraniamy (piszę to z autopsji), to jednak nie sposób nie poddać się sytuacjom i zachowaniom bohaterów pokazywanym na ekranie. Ta historia i sposób jej przedstawienia (głośna, agresywna muzyka, sceny z dużą dawką przemocy, rwany montaż) szarpie nerwy i – chyba podświadomie – sprawia, że sami zamieniamy się w tych, którzy chcą wymierzyć sprawiedliwość; gotowi jesteśmy zabić tych „złych” drani (szczególnie jednego – granego przez Foresta Whitakera), którzy poniżają i krzywdzą tych „dobrych” (a wśród nich liderem jest bohater grany przez Adriena Brody’ego). I w ten sposób poddajemy się – zgodnie z zamierzeniem twórców – emocjonalnej manipulacji, a tym samym poddajemy się tej dobrze znanej historii. Natomiast oddech i wyciszenie przychodzą dopiero wraz z napisami końcowymi i włączeniem świateł.
Amerykański „Eksperyment” idealnie sprawdza się również jako film, na którym widać jak gołej dłoni, co to znaczy w kinie „hollywoodzkość”. To świetny temat do dyskusji. Dlatego, kto jeszcze nie widział, zachęcam do obejrzenia obu fabularnych wersji „Eksperymentu”. Po pierwsze, by porównać oba dzieła i dokonać subiektywnej oceny (który lepszy, który gorszy), a po drugie, by uświadomić sobie, że ten „oklepany” temat jest ciągle aktualny i stawia ciągle aktualne pytania: o człowieczeństwo, o władzę nad drugim człowiekiem, o przemoc, i w końcu te „standardowe” pytania o dobro i zło. A te w wersji niemieckiej czy amerykańskiej, czy jakiejkolwiek innej, należą do jednych z najważniejszych pytań w życiu każdego człowieka. I to każdego dnia.