W przypadku tego filmu magnesem dla moich oczu było aż kilka czynników. Pierwszy – że jest to western. Westerny to już dziś wyjątkowa rzadkość. Większość z tych, które w ogóle powstają, można znaleźć od razu na DVD, w telewizji, albo internecie. Do polskich kin trafia średnio jeden w skali roku. Ale jak już taki trafi, to stanowi prawdziwą ucztę kinomana (warto wspomnieć tu ostatnie „Prawdziwe męstwo” czy „Django”). Drugi z powodów to zwiastun. Dziś zwiastun filmowy to sztuka. Jeśli jest dobry, to może zrobić dla filmu wiele dobrego. Jeśli zły, to odwiedzie od obejrzenia nawet dobrego filmu. Ten, na który trafiłem, przyprawił mnie o gęsią skórkę. Zapowiedział kino piękne wizualnie, z niebanalną, dramatyczną historią, a także, co najważniejsze, kino z podtekstem. Ostatnim z powodów jest Tommy Lee Jones – aktor, który z późnym westernem trochę się kojarzy i, przede wszystkim, zawsze kiedy ocierał się o ten gatunek („Na południe od Brazos”, „Zaginione”, „Trzy pogrzeby Melqiadesa Estrady”, czy w westernowej konwencji „To nie jest kraj dla starych ludzi”) czy to jako reżyser, czy wyłącznie aktor, to nie było wstydu tego oglądać. Bo Tommy western po prostu czuje…
Znajomy, któremu również ten film bardzo się podobał, opisał go hasłem: „O kobiecie pod presją Dzikiego Zachodu”. W jego krótkim stwierdzeniu jest coś, co ociera się o sedno tego filmu, bo „Eskorta” z punktu widzenia kobiety jest właśnie czymś w rodzaju feministycznego antywesternu. Dlaczego? Bo to historia kobiety o dobrym sercu, która chciałaby kogoś pokochać i wyjść za mąż. Próbuje tego bardzo usilnie sama, składając propozycje swoim (zdawać się czasem może losowym) wybrańcom. W pewnym momencie spotyka na swojej drodze kowboja, który w ramach wdzięczności za uratowanie życia, zobowiązuje się towarzyszyć jej w eskorcie trzech obłąkanych kobiet ze stanu Nebraska do Iowa. Wydaje się, że między młodą kobietą a opiekunem podróży rozkwitnie uczucie, jednak odtwórca głównej roli i zarazem reżyser wcale nie zamierza podążać tą ścieżką rozwoju wydarzeń.
Osobiście traktuję „Eskortę” jako również film o bohaterze westernu. Bohaterze, który przecież nigdy nie był związany uczuciowo ani z drugą kobietą, ani z konkretnym miejscem. Był typem włóczęgi, był praktyczny, nieemocjonujący się i trochę jednak nieromantyczny. Zrobił swoje i odjeżdżał w siną dal, w stronę zachodzącego słońca. To również on w tym filmie sprawia, że romantyczna postać młodej Mary Bee Cuddy (świetnie zagrana przez Hilary Swank) zostanie zderzona z bezwzględnością świata Dzikiego Zachodu. Świata, którego, jak wiemy, dziś już nie ma…
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.