Dory, niebieska, sympatyczna i zakręcona rybka – przyjaciółka Nemo z animacji „Gdzie jest Nemo” (2003), doczekała się własnego filmu. Ta kolej rzeczy jakoś mnie nie dziwi. Chociaż dziwi mnie to, że aż tyle trzeba było na to czekać, by coś więcej dowiedzieć się na jej temat. Tym samym poznać jej smutną historię. W ten sposób mamy do czynienia z zabiegiem, który w świecie telewizji (seriali), kina i gier komputerowych nazywa się spin-offem. Polega on na tym, że na bazie znanego filmu, serialu, czy też gry (czasem też książek) tworzy się nowy produkt. Głównie dotyczy to bohaterów (ale też wątków), którzy – obok głównego bohatera – czymś ujęli widzów, zdobyli ich serca i zaistnieli w ich świadomości, a szerzej – w popkulturze. Tak było w przypadku Timona i Pumby, bohaterów „Króla Lwa”, Pingwinów z Madagaskaru (bohaterów „Madagaskaru”), czy Kota w Butach (bohatera „Shreka”). I Dory, ze swoim zanikiem pamięci krótkotrwałej, właśnie dołączyła do takich bohaterów.
Życiowe losy Dory, jak się okazuje, nie należą do najłatwiejszych. Coś tam dowiedzieliśmy się o niej, oglądając „Gdzie jest Nemo”, ale nie było tego aż tak dużo. Dlatego twórcy skupili się na tym, by pokazać sympatykom tej rybki, jak to się stało, że jest sama, co podziało się z jej rodzicami i jak radziła sobie przez ten czas bez nich ze swoim piętnem nie-pamięci, która doprowadziła ją do miejsca i sytuacji, w jakiej się znalazła. Pojawiła się też okazja, by pokazać, w jaki sposób rezolutna Dory nauczyła się języka waleńskiego, dzięki któremu potrafi dogadać się z wielorybami.
Właśnie ze względu na jej niełatwe doświadczenia z okresu narybku i zmaganie się z zanikiem pamięci krótkotrwałej, film ten, gdy odwołuje się do przeszłości Dory (a robi to dość często), jest bardzo nostalgiczny, a co za tym idzie przypomina wizytę u psychologa, podczas której próbuje się uporządkować sprawy związane ze wspomnianą już przeszłością; pogodzić się z nią i tym samym z samym sobą. Przez to „Gdzie jest Dory” traci nieco na lekkości i niesie ze sobą ciężar, którego ci najmłodsi odbiorcy, szczególnie ci bez legitymacji szkolnej, niekoniecznie są w stanie udźwignąć, co objawia się u nich po jakimś czasie znudzeniem (osobiście zaobserwowane). Natomiast my, posiadający już dowody, też możemy wyjść z kina z poczuciem, że uczestniczyło się bardziej w sesji terapeutycznej, a niżeli w filmowej familijnej rozrywce. Dzieje się tak, ponieważ pojawiający się również humor nie równoważy się poruszanymi problemami. To nie jest jednak zarzut wobec tego filmu, a jedynie odczucia widza, który nie raz widział „Gdzie jest Nemo” i ma świadomość, że ten film bardziej go bawił niż poruszał.
Twórcy do tej historii podeszli bardzo ambitnie (w końcu kosztowała 200 milionów dolarów) i – co nie ulega wątpliwości – ze swojego zadania wywiązali się wyśmienicie. Bo jednocześnie przy tym wszystkim, co napisałem wyżej, trudno mi jest wyobrazić sobie, że losy Dory mogłyby zostać opowiedziane inaczej. Z tego względu, że wyraźnie akcentuje się w tym filmie, że największym problemem niebieskiej rybki jest jej „dolegliwość”. Jednak nie poddaje się ona swojemu wrodzonemu ograniczeniu i ze wszystkich sił, ze swoją uroczą naturalnością oraz rybim ADHD (?), tym razem płynie ona pod prąd (w „Gdzie jest Nemo” jej filozofią było płynięcie z prądem: „Mówi się trudno i płynie się dalej”). Bo za cel postawiła sobie odnaleźć rodziców – wbrew wszystkiemu. Nawet wbrew swojej nie-pamięci. A pomagają jej przy tym starzy (m.in. Nemo i Marlin) i nowi przyjaciele – tu z ośmiornicą Hankiem na czele, któremu w polskiej wersji językowej użycza głosu Andrzej Grabowski. Natomiast będąc już przy tej kwestii, to jakże miłym i zabawnym jest usłyszeć płynący z ekranu głos Krystyny Czubówny w roli… samej siebie.
Największą, jak dla mnie, przyjemnością jest możliwość ponownego wpatrywania się przez prawie dwie godziny w to wielkie „akwarium”, które mieni się tyloma pięknymi kolorami. Już tylko dla samych wizualnych przyjemności warto rozsiąść się wygodnie w fotelu i poddać tej pouczającej historii, która mówi, że odmienność i wrodzona „ułomność” nie jest czymś złym. Trzeba tylko nauczyć się z nią żyć, jednocześnie akcentując swoje najsilniejsze strony. Bo Dory idealna nie jest, ale zaraża innych taką pozytywną energią, że tej rybki nie sposób nie lubić.
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.