Co by nie powiedzieć o Rosjanach, to trzeba im oddać jedno: robią naprawdę niezłe kino. Wiedzą, jak w skali 1:1 oddać mentalność, troski, małe radości a jednocześnie pustkę oraz beznadzieję własnej egzystencji, która nieodzownie wiąże się z alkoholem. A przy tym nadają temu jakiejś niepowtarzalnej głębi. I nie inaczej jest w przypadku filmu „Geograf przepił globus”, który zwraca już uwagę nie tylko swoim absurdalnym i śmiesznym tytułem, ale również rażąco czerwonym plakatem, na którym – w jednej z dwóch wersji - widać żółty sierp (utworzony z fragmentu globusa) oraz żółty młot.
Jak nie trudno się domyślić, bohaterem tej opowieści jest nauczyciel geografii (bez pedagogicznego przygotowania, ale za to z fakultetem z biologii w ręce, a jak mówi sam dyrektor-menadżer szkoły: „Biologia - geografia – prawie jedno i to samo”), Wiktor Siergiejewicz (rewelacyjny i jakże prawdziwy Aleksander Chabienski). To człowiek, o którym można by napisać długi esej, ujmując w nim jego ciekawą życiową filozofię. Bo z jednej strony to trochę taki życiowy nieudacznik (jak mówi o nim jego własna żona), błazen (jak mówią o nim jego uczniowie), pijaczyna i marzyciel, dla którego – jak słyszymy – „wszystko jest chwilowe”, ale z drugiej strony to niepoprawny optymista, poczciwy chłop i dobry ojciec, który jednak mocno stąpa po ziemi i ma głowę na karku – ostatecznie, gdy trzeba. I ma też twarde zasady, chociaż pozornie tego po nim nie widać, że mógłby je mieć. A nade wszystko uważa się za szczęśliwego człowieka – ale i to trudno dostrzec na pierwszy rzut oka, ponieważ Wiktor zmaga się z własnym życiem (z niekochającą żoną, suszącą mu ciągle głowę, z uczniami, którzy go nie szanują oraz marnie opłacaną pracą), do którego usilnie stara się zdystansować. To wszystko jednak sprawia, że współczujemy mu, ale jednocześnie nie sposób go nie lubić.
„Geograf…” to smutno-wesoły film pełen uroku. To historia nie tylko o nietypowym nauczycielu, który finalnie ma wielki wpływ na swoich uczniów, to nie tylko opowieść o szkole (bo tej jest tu bardzo mało; a najlepszą szkołą okaże się i tak klasowa wycieczka), ale przede wszystkim to opowieść o ludziach, którzy żyją w szarej moskiewskiej rzeczywistości i poszukują szczęścia, próbując przy tym nie zwariować. A „szczęście nie jest za górami” – jak głosi napis znajdujący się nad rzeką. Szczęście jest na wyciągnięcie ręki. I nie można pozwolić na to, by poszło na dno jak zmięta kartka z wyznaniem miłosnym.
Natomiast to, co oglądamy w tym zapadającym w pamięć filmie, może zdarzyć się tylko w Rosji. A może nie tylko?...
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.