W dwudziestą rocznicę premiery filmu o półgłówkach producenci organizują skok na bank. Desperackie posunięcie! Nad scenariuszem repliki „Głupiego i głupszego” w skali 1:1 pracował kwartet odpowiedzialny za równie pocieszne komedie („Ja, Irena i Ja”, „Dziewczyna z ekstraklasy”, „Millerowie”) oraz rodzeństwo, które od lat ponosi sromotne porażki w branży. Zgrzyty. Tarcia. Trzaski. Brzemię odpowiedzialności za sukces finansowy dźwiga więc klasyczny duet Carrey-Daniels.
Twórcy nie ryzykują – uderzają w sentymentalne tony. Sęk w tym, że opieranie struktur fabularnych „Głupiego i głupszego bardziej” na filarach oryginału skazuje sequel na porażkę. Co więcej, historia nie tyle bazuje na poprzedniku, co cuchnie autoplagiatem. Zakochany do szaleństwa Lloyd Christmas (Jim Carrey) oraz Harry Dunne (Jeff Daniels) ponownie przymierzają buty kurierów, zaś podróż – i tak już bogatą w przykre incydenty – urozmaicają demoniczna Adele (Laurie Holden) i jej pomagier Travis (Rob Riggle). Brzmi znajomo? Mało tego. Film naszpikowany jest jałowymi odnośnikami do komedii z 1994 roku. Razem z wizją Lloyda (walka z hordami wojowników ninja w obronie potencjalnej partnerki) więdnie cała koncepcja, a mrugnięcia do widza obracają się w żałosną farsę.
Bracia Farelly czerpią frajdę z pracy nad swoim filmem… kosztem widza. Punktem wyjścia dla pary przerośniętych dzieciaków jest niekonwencjonalny psikus. Absurdalność sytuacji aplikuje zdrową dawkę śmiechu, ale, niestety, jest także pretekstem do kolejnego fekalnego dowcipu. Farellym daleko do autoironii. Zapominają o zabawnych refleksjach, do swoich bohaterów nie podchodzą z właściwym dystansem, a – wystrzeliwane jak z karabinu maszynowego – one-linery rzadko trafiają w punkt. „Głupi i głupszy bardziej” pęka w szwach od przeszarżowanych, niesmacznych gagów i wymuszonych żarcików.
Obraz scenarzystów „Sposobu na blondynkę” to perwersyjne kino drogi. Całość przypomina swoją konstrukcją grę wideo. Lloyd i Harry wykonują misje, które przybliżają ich do precyzyjnie określonego celu, a równie pokraczne co komizm zwroty akcji rozwiewają mgiełkę nudy. W takim układzie slapstickowe przygody dwójki tytułowych protagonistów układają się w pewną logiczną, uzasadnioną kolejnymi perypetiami, całość. Pomimo konsekwencji w kreowaniu opowieści zasadzającej się na kloacznym humorze, gwarantem wysokiej jakości rozrywki jest w tym przypadku reset mózgu.
Marcin Czarnik
(Bloger noircafe.pl)