Motto: Kto raz go widział, ten z pamięci już jego rysów nie wymaże
J. Wieliczka-Szarkowa
Wybrałem się ostatnio na film „Historia Roja” na podstawie scenariusza i w reżyserii Jerzego Zalewskiego. Byłem z Szanownym Kolegą. Wiem, dwóch facetów idzie do kina bez kobiet. Podejrzane… Ale kobiety na ten film bym nie zabrał, bo to film nie dla kobiet. Kobieta pozytywna jest tu jedna – Matka tytułowego bohatera. Druga postać kobieca - narzeczona „Roja”- zdradza go i jest przyczyną śmierci Mieczysława "Roja" Dziemieszkiewicza. Poza tym, wiem z doświadczenia, że z większością kobiet można śmiało wybrać się np. na „Titanica”, mając pewność, że nie będą ziewać. Kino wojenne kobiety nudzi.
Ale do rzeczy i od początku. Po entuzjastycznej recenzji Andrzeja Horubały - którego notabene bardzo cenię jako krytyka filmowego i teatralnego - zamieszczonej w tygodniku „DoRzeczy” (Nr 9/2016) z podtytułem: „Ten film mnie po prostu powalił”, entuzjastycznie udałem się do kina. Sala pełna, większość młodzieży. Entuzjazm wkrótce nieco wygasł, ale bynajmniej nie do Żołnierzy Wyklętych i samego „Roja”.
Primo: uderzyła mnie „lalusiowatość” aktora-naturszczyka Krzysztofa Zalewskiego-Brejdyganta, grającego tytułową rolę. Rój w rzeczywistości był młodym, drapieżnym facetem, walczącym o wolność Polski. Wybaczmy zatem aktorowi, bo aktorstwo to nie jego domena. Co do narracji w filmie - daty pojawiają się przypadkowo bez wytłumaczenia okoliczności. Więc młodej publiczności to nic nie mówi. Kolejni Żołnierze Wyklęci i komuniści giną jak w jakiejś „strzelance”, ale całość jakoś ramy filmu się nie trzyma.
Secundo: film nabiera tempa po około półtorej godziny, ale chyba dlatego, że zaczyna się „jatka”- ogłuszający huk wystrzałów i wybuchów, krew na ekranie.
Tertio: niepotrzebne sceny seksu (po co?, na co?, bo taka moda?), a także ilość „..urew” i „..ujów” sypiących się z ekranu, a raczej głośników. Zauważyłem sporo dzieci wśród publiczności, ale na moją uwagę Kolega stwierdził: „Niech się uczą polszczyzny”.
Teraz pozytywy, zauważone także przez wspomnianego Andrzeja Horubałę. Somnambuliczne majaki bohatera, nawiązania do „Popiołu i diamentu” A. Wajdy, „Hubala”Bohdana Poręby (scena wejścia Żołnierzy“Roja” do kościoła), a także zauważalne reminiscencje z „Wesela” Wajdy.
Brak mi w obecnym kinie polskim – szczególnie takim o tematyce patriotycznej - czegoś na miarę filmów wojennych (np. wspomniany „Hubal”), które nomen omen kręcono w PRL-u. Dam porównanie-porównajcie „Potop” czy „Pana Wołodyjowskiego” Hoffmana z „Ogniem i Mieczem” tegoż. Trzeba widza zainteresować, trzeba widza „wbić w fotel”. Wychodząc z kina, muszę czuć potrzebę podzielenia się mocnymi wrażeniami, które sprawiły, że film nie trwał 2 godz. 30 min., ale wydawał się jak „Teleekspres”.
A propos: film „Historia Roja” jest za długi. Po ostatnim kadrze filmu, po napisie „koniec”, Kolega zapytał/stwierdził: „I tyle..?”, ale nie dlatego, że chciał oglądać dalej, ale że odczuł brak czegoś. Dobry film musi mieć swój „sos”. Jak go nie ma, to tylko mdła, niedoprawiona potrawa.
Bardzo dobrze, że takie filmy (i na tak ważne tematy) jak „Historia Roja” powstają. Szkoda tylko, że realizacyjnie wypadają najczęściej słabo. Co z kolei sprawia, że mogą zniechęcać do siebie.
A jak zniechęcają, to niewiele osób je zobaczy. Intencja więc słuszna i szczytna, ale efekt końcowy niezadowalający.
I na koniec apel do blondynki – Pani z rzędu niżej. Zagrała Pani rolę pierwszoplanową kilkanaście razy w ciągu filmu, przemykając mi przed oczami. I apel do młodzieży - wzorem zachowania w kościele - wyłączajcie te komórki, bo te wasze wielkie monitorki świecą po oczach. Albo oglądacie film, albo siedzicie na fejsie.
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.