Recenzja „na minus”
O sposobie robienia filmów przez Dorotę Kędzierzawską napisał kiedyś Tadeusz Lubelski: uznał, że reżyserka włącza kamerę wtedy, kiedy inni, klasyczni reżyserzy, ją wyłączają. I choć słów znanego filmoznawcy nie można traktować dosłownie, to jednak jest w nich pewnego rodzaju trafność. „Inny świat” jest filmem dokumentalnym, lecz nieprecyzyjnym. Winą za to można obarczyć bohaterkę filmu – Danutę Szaflarską, która, choćby z racji wieku, mogłaby pewnych rzeczy nie pamiętać, albo pamiętać niedokładnie. Być może z tego powodu, zamiast precyzyjnej opowieści biograficznej, otrzymujemy od niej, tak naprawdę, strzęp anegdot nie mówiący wiele o jej życiu ani otoczeniu. Kiedy Szaflarska opowiada o swoim mężu, nie mówi o tym jak go poznała, jaki był, ani jak się nazywał. Wspomina tylko, że, tak naprawdę, nie chciała za niego wychodzić i płakała po ślubie. Szaflarska mówi nam rzeczy, które chce nam powiedzieć i omija rzeczy, o których pewnie wolałaby nie wspominać. Dlatego jeśli ktoś zamierza oglądać „Inny świat” z myślą, że dowie się czegoś o Danucie Szaflarskiej, to niech nie oczekuje zbyt wiele. O ile będzie mógł poznać zarys jej osobowości, o tyle jej prawdziwa historia pozostanie nieopowiedziana.
Winą za taki stan rzeczy można winić również reżyserkę, która (odwołując się do Lubelskiego) pokazuje Szaflarską bardzo spontanicznie, bez nadęcia, pozostawiając fragmenty jej wypowiedzi, kiedy ta się zastanawia, kiedy mówi, że nie wie o czym mówić, kiedy pyta co ma mówić. Kędzierzawska krąży wokół Szaflarskiej, nie uderzając ani razu w sedno, co z kolei sprawia, że film o znanej aktorce mógłby być równie dobrze o kimkolwiek innym. Różnicy byśmy raczej nie dostrzegli.
Recenzja „na plus”
Ten film sam w sobie jest unikalny i wyjątkowy, jak unikalna i wyjątkowa jest jego bohaterka – Danuta Szaflarska – najstarsza polska aktorka (ur. w 1915 r.), nazywana nestorką polskiego kina, która nie dość, że ciągle pracuje (i jak mówi: umrzeć może, gdy już przestanie grać), to jeszcze zachowuje niespożytą energię i wielki optymizm. Stąd też oglądanie półtoragodzinnego monologu starszej pani nie nuży i nie męczy. Trzeba mieć więc w sobie to COŚ, by sprawić, że ci młodsi i ci starsi z równym zainteresowaniem słuchają anegdot z długiego i pełnego wrażeń życia artystki, a przy tym śmieją się i wzruszają.
Nie jest to „typowy” dokument/film biograficzny. Bo niby jest w nim chronologia, a tak naprawdę – jeśli się lepiej przyjrzeć – jej nie ma; niby jest to tylko wspomniany monolog, a tak naprawdę znajdziemy tu dialog: aktorski z reżyserką, aktorki z widzami; niby jest to biografia, a tak naprawdę to tylko jej mały wycinek, ale ściśle podporządkowany zamysłowi reżyserki: pokazaniu strzępów tego tytułowego innego świata, tak obcego nam-współczesnym, a tak bliskiego Szaflarskiej. Dlatego „plusy” tego filmu mogą być jego „minusami” – i odwrotnie.
„Inny świat” zrodził się z wieloletniej współpracy i przyjaźni Kędzierzawskiej z Szaflarską. Bije z niego ciepło, optymizm i chęć życia. Za jakiś czas (oby niekrótki), gdy już nie będzie pani Szaflarskiej na tym świecie, zapewne popatrzymy na „Inny świat” zupełnie inaczej. Wtedy jeszcze bardziej go docenimy i to będzie odpowiedni moment, by podziękować reżyserce za to, że nieco przybliżyła nam kobietę, która wiedziała, że chociaż w życiu „nie ma lekko”, to jednak potrafiła odważnie żyć, pracować i cieszyć się tym, co miała.
*Recenzje te można przeczytać również w lipcowym numerze miesięcznika „Nasz Dom Rzeszów”, w stałej rubryce „Klapsem po filmach”.