Wernera Herzoga chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. A już na pewno nie tym, którzy nie traktują Kina tylko jako rozrywki. Szczególnie, że Herzog jako twórca ze swoją twórczością, „rozrywkowy” nie jest. I konsekwentnie udowadnia to od lat. To wszystko sprawiło, że jego film dokumentalny „Jaskinia zapomnianych snów” pojawił się w naszym DKF „KLAPS” w Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie. Bo nie obejrzeć i nie porozmawiać o chociaż jednym filmie tego reżysera, to jak żyć bez zastanawiania się nad własnym życiem.
„Jaskinią….” Herzog proponuje nam nie tylko wędrówkę do jaskini (tu konkretnie: jaskini Chauveta we Francji)/jaskiń, ale – jak słusznie głoszą opisy dystrybutorów – również proponuje nam wędrówkę „w głąb ludzkiej kultury i tradycji”. To za sprawą tego, co odkrywa przed nami reżyser i w jaki sposób to nam pokazuje. A odkrywa nie jaskinię samą w sobie, lecz czas, który się w niej zatrzymał (i dodatkowo unosi w powietrzu) za sprawą ściennych malowideł sprzed prawie 30 czy 40 tysięcy lat (sic!). W dodatku rysunki te sprawiają wrażenie bycia „na czasie” – nie tylko w swej „świeżości”(jakby ktoś namalował je zaledwie wczoraj), ale formie (pełne artyzmu i dynamizmu). Natomiast Herzog pokazuje je tak, jakby one na naszych oczach ożywały, dzięki czemu stawały się wehikułem, który przenosi nas do czasów prehistorycznych i ludzi w nich żyjących. To z kolei sprawia, że nasze myślenie o tych ludziach po seansie najczęściej ulega lub może ulec zmianie (w przypadku piszącego te słowa, tak też się stało: przestałem myśleć o tamtych ludziach w kategoriach ludzi prymitywnych, a zacząłem myśleć o nich jako o ludziach „z duszą”- artystach, którzy o swoim życiu opowiadali malując (nie)zwykłe rysunki na ścianach). W ukazaniu takiej wizji Herzogowi pomaga nie tylko sposób filmowania i narracji (Herzog, ze swoim spokojnym i pełnym tajemniczości głosem jest narratorem filmu, co tworzy jego dodatkowy klimat), ale również muzyka – klasyczna, podniosła, w której nie brakuje głosów chóru – niczym aniołów opowiadających/śpiewających o świętym miejscu. Bo poetyka twórcy „Fitzcarraldo” sprawia, że w pewnym momencie można odnieść wrażenie (a tego właśnie doświadczyłem w trakcie seansu), że ogląda się film nie o jaskini, ale o pięknej świątyni, skrywającej swoje największe tajemnice. I by to poczuć, nie potrzeba do tego efektu 3D, w którym „Jaskinia…” została również zrealizowana.
Po obejrzeniu dokumentu Herzoga nasuwa mi się taka oto refleksja: jeśli Kino jako sztuka (stąd wielka litera) i miejsce jest/stało się sferą profanum, tak seans „Jaskini zapomnianych snów” udowodnił, że w Kinie jest/może być jeszcze miejsce na sferę sacrum. Wystarczy tylko sięgnąć po ten konkretny film, by się o tym przekonać.
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.