Choć to porównanie będzie zdecydowanie na wyrost, to proszę sobie jednak wyobrazić, że „Kamerdyner” jest trochę jak „Forrest Gump”, tylko jego bohater jest nieco wcześniej urodzony, czarnoskóry i wcale nie taki głupi. I choć różnic między tymi filmami jest prawdziwy ogrom, to założenie jest dość podobne. Chodzi o ilustrację wycinka amerykańskiej historii widzianej oczami jednostki.
Tytułowa postać, którą gra Forest Whitaker (znany z „Birda” Eastwooda albo „Drogi Samuraja”) wyrasta z czasów amerykańskiego niewolnictwa. Jako młody chłopak zbierał bawełnę na polach amerykańskich potentatów. Jemu też, jako jednemu z niewielu, udało się awansować na służącego, a następnie na cenionego kamerdynera w Białym Domu. Jako postać, która równie dobrze mogła zgnić w niewolnictwie, żywi wielki szacunek dla swoich pracodawców i swojej pracy, dzięki której zresztą jako jeden z nielicznych mógł zapewnić całkiem wygodne życie swojej rodzinie.
Moment do którego opowiedziałem tę historię przychodzi w filmie dość szybko. Nie jest więc to do końca historia bawełnianego Kopciuszka, który doczekał się możliwości obcowania z niejednym prezydentem. W tej historii pojawiają się bowiem jeszcze dwa istotniejsze wątki. Pierwszy z nich mówi o pracy kamerdynera samej w sobie. Nie jest ona wbrew pozorom wcale taka prosta. Wymaga wiedzy, taktu, często również inteligencji i błyskotliwości. Dlatego też jest ona tu pokazana jako pewnego rodzaju sztuka, której każdy uprawiać przecież nie może. Z jednej więc strony postać tytułowego kamerdynera film stara się dowartościować, z drugiej jednak (i tu pojawia się drugi, jeszcze ważniejszy wątek) nieustannie wzbudza pewien niedosyt. Czarny kamerdyner bowiem w czasach nierówności rasowej może być najwyżej czarnym kamerdynerem i nikim więcej.
Historia tego filmu, podobnie jak w „Forrescie Gumpie” nieustannie odnosi się do amerykańskiej historii i jej przebiegu. Na ekranie co jakiś czas pojawiają się kolejne daty, zmieniają się kolejni prezydenci i nadzieja, że to wszystko się kiedyś zmieni. Że czarnoskóry kamerdyner będzie mógł w końcu mówić więcej i odważniej i jednocześnie to co myśli. I proszę zgadnąć w którym momencie ta historia się kończy!
„Kamerdyner” jest pierwszym poważnym filmem początku tego roku poruszającym temat nierówności rasowej. Może stanowić doskonałą przystawkę przed stawianym w roli oscarowego faworyta i aktualnym zdobywcą Złotego Globu - „Zniewolonym”, którego premierę przewidziano na 31 stycznia.
Rafał Kaplita