Tuż przed premierą „Kochaj”, w jednym z telewizyjnych wywiadów, zapytano reżyserkę, jak mogłaby zareklamować swój film. Pewnie trudno w to uwierzyć, ale pani Marta Plucińska nie potrafiła powiedzieć nic, co nawet w najmniejszym stopniu zachęciłoby do obejrzenia jej filmu. Jak więc poświęcać czas i pieniądze na coś, w co nie wierzy nawet sam twórca?
Dzisiaj, po obejrzeniu „Kochaj”, już nie dziwi i nie zaskakuje mnie ta sytuacja, ponieważ ten film jest jakimś dziwnym tworem, którego oglądanie boli i męczy niemiłosiernie. I naprawdę nie sposób się do niego przekonać. No chyba, że chce się popatrzeć na atrakcyjne aktorki. Ale to patrzenie przykrywa gruba warstwa zażenowania tym, co wydobywa się z ekranu i tym, że te cenione aktorki (Olga Bołądź, Roma Gąsiorowska, Małgorzata Kożuchowska, Agnieszka Popławska) zdecydowały się zagrać w czymś takim. A to „coś takiego” miało być chyba historią o tym, że miłość jest najważniejsza i przekracza wszelkie wątpliwości i ograniczenia. Czyli coś, co wielokrotnie już w kinie widzieliśmy. Tyle że tę ideę, co też nie jest oryginalne, wpleciono w wieczór panieński, który bohaterki mają zorganizować swojej przyjaciółce. Ta z kolei waha się czy za kilkanaście godzin wyjść za swojego ciągle nieobecnego księcia, czy nie, bo gdzieś tam chyba zakochała się w jakimś aktorze, którego ze dwa razy widziała.
I to tyle w warstwie fabularnej, która w krótkim opisie jeszcze jakoś brzmi, natomiast w realizacji przypomina dryfującą bez wioseł łódkę. Bo fabuła „Kochaj” jest bez ładu i składu, i pełna nielogiczności. To naprawdę widać gołym okiem, bez żadnego tzw. znawstwa filmowego, że ten film (wraz ze swoimi twórcami) sam nie wie do czego zmierza. Niby do szczęśliwego zakończenia, ale ono w kontekście tego, co je poprzedziło, jest tak wydumane, sztuczne i nieprzekonujące, że aż skręca widza od środka i przy tym obraża. Szczególnie tego (m.in. niżej podpisanego), który oglądał „Kochaj” w poczuciu odrętwienia (a niby to komedia romantyczna…), że jest gdzieś obok tego wszystkiego. W dodatku nie wierząc, że na coś takiego dano pieniądze i próbowano z tego zrobić wielki hit. A myślałem, że po „Kac Wawa” i interwencji Tomasza Raczka, który sprzeciwił się powstawaniu tego rodzaju filmów, twórcy poszli po rozum do głowy i przestali płodzić takie filmowe poczwary.
Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że chociaż „Kochaj” zrobiła kobieta metrykalnie dojrzała (rocznik 1970), to pokazuje swoje trzydziestoparoletnie bohaterki, szwendające się po ekranie bez celu i nie mogąc znaleźć sobie miejsca, jak intelektualnie ułomne istoty, zachowujące się tak infantylnie, że niejedna kilku- czy nastolatka ma więcej oleju w głowie niż one. Reżyserka musi naprawdę nie lubić kobiet, skoro postanowiła przedstawić je od najgorszej z możliwych stron – ciągle imprezujące, pijące, rzygające, wulgarne, rozwydrzone, którym w głowie tylko męskie „ciacha”. Coś tam mówią o uczuciach, ale to mówienie rozpływa się w alkoholu, bogactwie i ich wielkomiejskim lansie. I one dziwią się, że nie mogą znaleźć sobie faceta. Właśnie faceta. Bo takie kobiety mężczyzn już nie szukają. Naprawdę ręce opadają.
Dlatego szczerze uważam, że ten film robi krzywdę kobietom. A widzów w ogóle obraża i perfidnie wykorzystuje (naciągając finansowo), bo pod płaszczykiem pseudokomedii romantycznej próbuje się sprzedać jakiś sztucznie wykreowany mit, że „wyzwolone” (czytaj: zimne), „niezależne” (czytaj: wieczorami płaczące do poduszki) i niby takie przebojowe kobiety są super. Jak to mówi stare powiedzenie: Dno i od spodu jeszcze ktoś puka.
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.