„Łowca” jest typem filmu, który lubię już za same założenia. Chodzi o typ bohatera, o rodzaj historii, nawet o sam tytuł. Tajemniczy mężczyzna przybywający do wrogo nastawionego miasteczka, jego misja, poszukiwanie, a także atmosfera nostalgii sprawiają, że konsumuję go w ciemno i z wielkim apetytem. Ten film budzi też sporo skojarzeń i myślę, że najlepszym sposobem na przybliżenie jego charakteru będzie właśnie wskazanie na filmy, które w jakiś sposób są mu podobne.
„Odrażający człowiek śniegu” – skojarzenie z tym filmem jest najmniej trafne, ale zupełnie spontaniczne i jednak bardzo szybko przychodzące do głowy. „Łowca” przypomina tu opowieść o słynnym Yeti, w takim sensie, że jego bohater musi stawić czoła istocie, nazwijmy to, owianej tajemnicą. Martin David, w którego rolę wcielił się brawurowo Willem Dafoe dostaje zlecenie od koncernu biotechnologicznego. Musi odszukać tygrysa tasmańskiego, którego ślina ma istotne dla badań właściwości. Wszystko byłoby klarowne, gdyby nie fakt, że rasa tygrysów tasmańskich wyginęła lata temu. Podobno ostał się jeden okaz, ale nie widział go nikt poza jednym z badaczy, który zresztą zaginął podczas poszukiwań zwierzęcia (zagadka!). Mężczyzna prawdopodobnie zmarł i osierocił matkę z dwojgiem dzieci, ale pewności nie ma. Tymczasem tygrys tasmański ze słynnej i jakże w filmie pięknej Tasmanii jest tu istotą, która jawi się przede wszystkim na archiwalnych taśmach filmowych albo rysunkach małego i nieco zamkniętego w sobie chłopca (skąd wiedział, jak narysować ze szczegółami tygrysa?). To wszystko sprawia, że historia nosi znamiona tajemniczej i niezwykłej, co z kolei stanowi doskonały kontrapunkt dla dość surowych zdjęć i tematu problemów ludzkich, jakie w tym filmie również się pojawiają.
„Jeździec znikąd” – do legendarnego westernu przybliża „Łowcę” schemat fabularny. Nie licząc już wspomnianego polowania na zwierzę, mamy tu do czynienia z historią dość tajemniczego człowieka bez przeszłości, który zamiast na koniu przyjeżdża do niewielkiej mieściny terenowym Mitsubishi. W końcu to lata dzisiejsze. To dobry i dobrze wyposażony strzelec (łowca w końcu), który mimochodem (z powodu noclegu) zaangażuje się w dramat rozbitej przez śmierć ojca rodziny, pomagając im wyjść z kryzysu, a także z radzeniem sobie z problemami życia codziennego (bardzo podobne są tu sceny, kiedy przybysz tchnie trochę nadziei w życie rodziny – w „Jeźdźcu znikąd” pomoże wyrąbać od dawna uciążliwy korze; w „Łowcy” naprawi zepsutą prądnicę i wpuści do domu prąd, ciepłą wodę i muzykę…). Ponadto, co znamienne dla obu historii, relacja przybysza z najmłodszym członkiem rodziny okaże się znaczącą dla całej fabuły, ale także podkreślającą rolę bohatera; rolę anioła stróża.
„Biały bizon” i „Biały myśliwy, czarne serce” – aż głupio łączyć tu dwie kolejne propozycje filmowe, bo pierwsza z nich jest dość specyficznym westernem psychologicznym z Charlesem Bronsonem, a druga z Clintem Eastwoodem grającym postać reżysera kręcącego film w Afryce. Oba filmy są zresztą od siebie mocno odmienne. Jeden jak i drugi mają jednak znamienny punkt styczny z „Łowcą”. Tytułowy biały bizon w wierzeniach Indian jest symbolem śmierci, zagłady. Jest jednocześnie koszmarem, który regularnie śni się bohaterowi granemu przez Bronsona i w końcu legendarnym zwierzęciem, które ten chce za wszelką cenę zabić. W filmie Eastwooda z kolei twórca filmowy ma obsesję na punkcie safari i za wszelką cenę chce zastrzelić potężnego słonia. We wszystkich tych filmach z „Łowcą” na czele chodzi więc o zabicie zwierzęcia. Charakterystyczne jest jednak to, że zwierzę, w każdym z tych przypadków stanowi swoiste zwierciadło dla bohatera, w którym odbijają się jego słabości, lęki, a nawet stan umysłu i ducha. Moment, w którym mężczyzna staje naprzeciw „bestii” jest esencją każdej z tych historii.
Gromadząc dotychczasowe słowa w jedną myśl pozostaje mi powiedzieć, że „Łowca” jest bardzo ciekawym studium samotności człowieka w społeczeństwie. Bardzo dobrze, że nieco dyskretnym i skromnym. Nie ujawniającym się od razu, jak ten tygrys tasmański, którego natura w bardzo ładny sposób koresponduje z treścią filmu.
Rafał Kaplita