Burza myśli.
- prześledziłem sobie twórczość Ridleya Scotta i praktycznie każdy jego film, od zawsze, wychodził finansowo na swoje. Reżyser i zarazem producent swoich filmów wydawał dużo pieniędzy, ale i dużo zarabiał. I może nie powinienem tego mówić, ale powoli zaczynam myśleć o Panu Scotcie, jako twórcy, który robi swoje filmy, jednak, pod publiczkę. „Marsjanin” idealnie łechta amerykańskie podniebienia. Jest w nim wszystko to, co Amerykanie uwielbiają oglądać. Nie ma to jak zobaczyć swojego rodaka, który nie dość, że potrafił sobie poradzić na Marsie, to jeszcze zachowuje się przy tym jakby był we własnym domu. W końcu to wielki, dzielny Amerykanin. Potomek tych pionierów, którzy przed laty skolonizowali dziką i nieujarzmioną Amerykę, a teraz najchętniej zrobiliby to samo z Marsem;
- mimo wszystko wydaje mi się, że historia, w której bohater zostaje sam na bezludnej planecie, tak daleko od domu i człowieka, powinna nieść za sobą refleksje natury egzystencjalnej. Choćby troszeczkę, troszeczuniu. Nic z tego. Jest tylko Jimmi Hendrix i jego „All Along the Watchtower”…;
- film opowiada o sytuacji, w której cały świat opłakuje jednego astronautę, a na wieść, że żyje, robi wszystko, żeby go uratować - i nieważne ile to będzie kosztowało. Ciekawe jakby to było w rzeczywistości. W końcu ile może kosztować człowiek?..;
- „Marsjanin” jest filmem, na którym można się pośmiać. I to nie dlatego, że jest miejscami bezsensowny (choć z tego powodu też), ale po prostu ma w sobie dawkę dobrego humoru (np. tego związanego z muzyką disco). Podkreślam to, dlatego, że u Pana Scotta to bynajmniej nie należy do normy. Ba! Zastanawiam się czy na jakimkolwiek jego wcześniejszym filmie się w ogóle śmiałem. A tu proszę. Jak huknął, to od razu z grubej rury. Tylko czekać aż jego następny film będzie komedią. Tak z rozpędu.
- ja wiem, że czepianie się autentyczności wydarzeń w kinie science fiction jest wyjątkowo podłe. Zazwyczaj tego nie robię. Niedawny „Interstellar” dostał ode mnie w tej materii dużą taryfę ulgową. W przypadku „Marsjanina” jest to jednak trochę zasadne, bo to film, który bazuje na zdobyczach ludzkiej nauki. I nawet jeśli akcja dzieje się na Marsie, to w grę wkraczają ziemska botanika, fizyka i chemia. No i w tej materii dla mnie, który fizykę, chemię i biologię skończył w ogólniaku, jest jednak sporo niedociągnięć. Głupi przykład z kopułą kapsuły (czy jak to się tam zwało). Otóż, żeby uratować bohatera, trzeba mu odciążyć kapsułę ewakuacyjną. Okazuje się, że trzeba również zdemontować jej, nazwijmy to, kadłub, bo jest akurat najcięższy i waży 400 kilogramów. I już pomijam pomysł, który zakłada, że nasz bohater leci w kosmos pod plandeką. To nic. A nuż się da. Nie wiem. Ale wiem na sto procent, że jakbym przez pół roku jadł po jednym ziemniaku dziennie, to tego 400-kilogramowego kadłuba bym nie dźwignął. Ba! Nie dźwignąłbym go nawet, gdybym ćwiczył i odżywiał się jak Pudzianowski. No, ale Matt Damon - ten to potrafi. Potrafi też zebrać dwa zbiory marsjańskich ziemniaków, żywić się w tym czasie dość skromnie i nie schudnąć ani kilograma. I pomyśleć, że my chudniemy z samych nerwów, nie będąc na Marsie;
- jest w tym filmie scena, w której Matt Damon wykonuje sam na sobie zabieg. Od razu przyszła mi w tym momencie na myśl scena „rodzenia” z „Prometeusza”. Konkretnie z powodu dramaturgii i napięcia. Trzeba powiedzieć, że w tym aspekcie Ridley Scott jest świetny;
- „Marsjanin” to porządne rzemiosło. Solidne i nawet odkrywcze, ale rzemiosło. Wykalkulowane i wyliczone. Wiadomo, że będzie wybuch w najmniej oczekiwanym momencie, wiadomo, że będzie wzruszenie, wiadomo, że będzie radość w rytmie ABBY, wiadomo wiele rzeczy, bo cały ten film da się przewidzieć od początku do końca. Wszystko jest doskonale skrojone, doskonale do siebie pasuje, ale w dalszym ciągu jest jak ta marynarka, która oprócz innego koloru jest dokładnie jak ta z poprzedniego roku. Jeden powie – najważniejsze, że mi się podoba i jest wygodna. Ale drugi może dodać, że widział ciekawszy krój. Osobiście wolałbym trochę inną, ale jak już jest ta, to niech zostanie. Nie będę zbytnio narzekał.
Rafał Kaplita
Ocena: 7/10