Pamiętam taki czas, kiedy zaczęliśmy, jako widzowie, narzekać na polskie kino, które ukazywało nasz kraj i ludzi w nim żyjących w kiepskim świetle; że bieda, że sami zbieracze złomu, że alkoholizm, że patologia. Pamiętam, że pojawił się przesyt tego wizerunku. Ileż razy bowiem można było wychodzić z kina zwyczajnie zdołowanym, bez nadziei na lepsze jutro (w sensie nie nasze, ale bohaterów filmu). „Obce niebo” w jakimś stopniu nawiązuje do tejże polskiej tradycji filmowej. Znów mamy obraz Polaków, którym się nie powodzi, którzy mają problemy. I co z tego, że rzecz dzieje się w bogatej Szwecji (filmowa rodzina wyjechała tam za chlebem), skoro problemy są te same, co były. Innymi słowy – dalej dostajemy po tyłku, tym razem na wyjeździe.
„Obce niebo” to, jak dla mnie, przygnębiający obraz polskiej rodziny (on, ona i ich dziecko), którzy nie dość, że nie potrafią znaleźć sobie miejsca na ziemi, to mają problemy z radzeniem sobie w życiu. Zawodowym i prywatnym. On (Topa) coś tam robi, coś zarabia, ale kokosów nie ma. Ona (Grochowska) jedynie dorabia, masując obolałe plecy Szwedów. W dodatku w ich własnym-wynajmowanym mieszkaniu. Z jednej strony się kochają, z drugiej nie potrafią o siebie zadbać, ani ze sobą dogadać. Więcej! Kłócą się przy dziecku, czasem dochodzi do przepychanek. Co prawda wszystko regularnie wraca do normy, ale nieodpowiedzialność w ich życiu zawsze jest (nawet w pierwszej scenie, kiedy nie znamy jeszcze bohaterów i On bierze swoje dziecko na przejażdżkę łódką, widz ma wrażenie, że coś złego może się wydarzyć).
Los chce, że szwedzka opieka społeczna odbiera im niespodziewanie córkę i kieruje do tamtejszej rodziny zastępczej. Sytuacja jest niesłychana, ale równie niesłychane jest zachowanie rodziców, którzy, trochę jakby w szoku, miotają się w obłędzie całej sytuacji, popadając w jeszcze większą bezradność i nerwowe załamanie.
I wszystko byłoby z tym filmem cacy, bo warsztatowo jest to jednak robota solidna, gdyby nie pewien szkopuł. „Obce niebo” opowiada bowiem historię małżeństwa, które stara się odzyskać za granicą swoje dziecko. Stara i stara, i pozostaje w niemocy przez prawie cały film. A człowieka w fotelu kinowym już szlag trafia, bo w przeciągu kwadransa urodziło mu się w głowie przynajmniej kilkanaście skutecznych sposobów na rozwiązanie tej podłej sytuacji. Oglądanie tego filmu jest więc trochę jak patrzenie na zdyszanego psa, który od godziny próbuje przeskoczyć ogrodzenie, nie widząc, że właściciel uchylił mu rano furtkę.
Mówiąc szczerze - też coś w tym jest. Siedząc w fotelu kinowym łatwo na chłodno oceniać poczynania innych. Wierzę jednak, że Dziecko powinno stanowić dla nas najmocniejszy z bodźców do skutecznego działania. Nasze własne dziecko...
Autor: Rafał Kaplita
Data: 2015-11-02 19:31:29
Odebrałam to nieco inaczej, bo właśnie brak tego zacięcia, spowodowany bezradnośćią i poczuciem beznadziei wstrząsnął mną najbardziej. Człowiek po obejrzeniu filmu myśli sobie, co by zrobił w takiem sytuacji, ale nie zdaje sobie sprawy, że gdyby się w niej nagle znalazł wcale nie działałby racjonalnie. Człowiek w takiem szoku nie działa tak jak powinien, przez co ciężko mi wyjść z trudnej sytuacji i to jest właśnie najgorszy dramat.
Autor: Dorota Konieczna
Data: 2015-10-29 11:53:38
Zgadzam się. Dramaturgii filmowi bynajmniej nie brakuje, jego forma jest też osadzona bardzo blisko gruntu, po którym wszyscy stąpamy. Zresztą... Ja ten film doceniam. Patrzę jednak na tę historię przez pryzmat swojej osobowości, a jestem osobą, która bezradności wręcz nie znosi, albo mówiąc inaczej - boi się jej do tego stopnia, że robi w swoim w życiu wszystko, żeby nie dopuścić jej do głosu. Ja wiem, że historia tego filmu ciągnie się po to, żeby zbudować dramatyzm i napięcie u widza. To logiczne. Ale u mnie przerodziło się to w lekką frustrację, bo już od początku myślałem sobie: kurde, ja to bym pojechał do Polski, zebrał ekipę, zapłacił nawet, wrócił, i odebrał swojej dziecko. Tym bardziej, że opiekowała się nim zwykła rodzina, a nie jakieś siły specjalne. Więc jak widziałem tego pijanego Topę jak jedzie na rowerze po córkę ledwo kręcąc pedałami, to mi ręce opadały.
Autor: Rafał Kaplita
Data: 2015-10-21 12:16:28
Ja mam nieco inne odczucia odnośnie przebiegu fabuły. Czasem jest tak, że jesteśmy wobec czegoś bezsilni. Że widzimy bariery, nawet, jeśli są one tylko gdzieś w nas. Na chłodno oczywiście patrzymy na sytuację inaczej (widzimy wyjście), ale moim zdaniem to że wszystko się przeciąga, to ogromna wartość dodana tego filmu. Po prostu realizm. W grze aktorów, tym jak postępują, co próbują robić (lub właśnie czego nie próbują). Są po prostu normalni i naturalni. A to filmie bardzo trudno jest to osiągnąć.
Autor: Dorota Konieczna
Data: 2015-10-19 09:38:34
[1]
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.