Nie jest to film nowy, jednak można go było zobaczyć w ramach pokazów Dyskusyjnego Klubu Filmowego „KLAPS” w Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie. I choć część osób już go widziała, to chyba nikt nie miał wątpliwości, że jednak chętnie powraca się do „Powrotu”.
Gdyby chcieć wspomnieć o kilku najważniejszych rzeczach definiujących „Powrót”, jako dzieło dziś już szczególne, należałoby zacząć od Andrieja Zwiagincewa, czyli jego twórcy. Rosyjski absolwent szkoły teatralnej nazywa siebie wykonawcą testamentu Andrieja Tarkowskiego. I choć jest to dość butne i może na wyrost, to jednak nie można odmówić jego twórczości tych kilku charakterystycznych cech, jakie również kino Tarkowskiego posiadało: poetyckości i rytmu obrazu, stosowania metafor, zaangażowania w problemy społeczne natury duchowej czy tajemniczości. I taki też jest „Powrót” - debiut Zwiagincewa i zarazem, jak dotąd, jeden z jego (zaledwie) trzech pełnometrażowych filmów. Nakręcony przed „Wygnaniem” (choć tytuły sugerują inną kolejność), porusza w zasadzie bardzo podobny temat, jak jego następca. Tak bowiem w „Wygnaniu”, jak i „Powrocie” motywem wyjściowym historii jest rodzina. Mąż, żona i dwójka dzieci. I tak, jak w drugim filmie reżyser skupia się przede wszystkim na relacji mąż-żona, tak w swoim debiucie opowiada historię ojca, który po latach nieobecności wraca do domu, by zabrać w nietypową podróż swoich dwóch synów.
Nie byłoby w tej historii nic szczególnego, gdyby nie fakt, że synowie ojca nie pamiętają, więcej! Ojcostwo jest dla nich czymś nowym, abstrakcją, wobec której nie wiedzą jak się zachować. I tak rodzą się w nich dwie skrajne postawy. Starszy z synów, kilkunastolatek, w ciemno aprobuje autorytet ojca, bo ten daje mu coś, czego wcześniej nie miał – pieniądze, jazdę samochodem, nocleg pod namiotem, czy w końcu uczy jak radzić sobie w trudnych sytuacjach. Młodszy natomiast, dla kontrastu, przejawia mniejszy entuzjazm; ma więcej wątpliwości co do jego osoby (zadaje nawet pytanie starszemu – skąd wie, że to jego ojciec, skoro go w ogóle nie pamiętają), jest mniej uległy wobec jego poleceń, w końcu skrywa potworny żal, że ten, kiedyś, na 12 lat, zupełnie ich zostawił.
W trakcie pofilmowej dyskusji ktoś powiedział, że ten film jest o relacjach między członkami rodziny. Powiedziałbym, że „Powrót” (jak i zresztą „Wygnanie”) jest właśnie o braku takich relacji. Film wolnymi, choć stanowczymi krokami zmierza ku tragedii, właśnie za sprawą nieporozumień i niedomówień. Brak zdrowego kontaktu ojca z chłopakami sprawia, że zamiast przyjaznej, rodzinnej wycieczki, oglądamy prawdziwy dramat; dramat, którego finał przyprawi o palpitację serca i sprawi wiele przykrości.
Trudno jednoznacznie powiedzieć dlaczego debiut Zwiagincewa jest tak dobry. Być może z powodu pięknych choć surowych zdjęć Mikhaila Krichmana (stałego operatora Ziwagincewa), być może z powodu krajobrazów (Finlandii i Mołdawii), być może dzięki aktorom (cała trójka zasługuje na szczególna uwagę), a być może ze względu na mnogość interpretacji i masę niedopowiedzeń, które zostały tu zastosowane z pełną premedytacją. Bo jak powiedział kiedyś Albert Einstein: „Najsubtelniejsze i najgłębsze doświadczenie emocjonalne, jakiego człowiek może doświadczyć, to zetknięcie się z tajemnicą.” Dlatego i Państwa zachęcam, aby odkryć tajemnicę pewnego powrotu.