Pomysł Jana Komasy okazał się w swojej prostocie doskonały: wykorzystać autentyczne materiały nakręcone przez Biuro Informacji i Propagandy Armii Krajowej i stworzyć z nich spójną opowieść o Powstaniu Warszawskim. W ten sposób udało się bez trudu obsadzić wszystkie role doskonałymi aktorami, którzy wszyscy grali pierwszoplanowe role bohaterów powstańczej opowieści, czyli samych siebie.
Wielu z nich udało się ustalić z imienia i nazwiska, w tym Marię Rodziewiczównę, znaną i popularną przed wojną pisarkę, dziś niesłusznie prawie kompletnie zapomnianą. Widzimy starszą już kobietę, dzieląca los innych mieszkańców Warszawy, zmęczoną i schorowaną, ale pełną godności. Co ciekawe, aktorzy ci potrafili oddać wszystkie możliwe stany uczuciowe: od radości po strach i rozpacz. Lista rozpoznanych bohaterów kończy film, ale niektórzy z występujących nadal chronią swoją tożsamość, co nie dziwi, gdyż Powstanie Warszawskie z tych wojennych reportaży to przed wszystkim bohater zbiorowy: żołnierz, dziewczyna, cywil, starzec i dziecko… a nawet zmarły, ofiara zbiorowego mordu.
Jan Komasa przywrócił im też głos, a wypowiadane przez nich słowa, odczytane z ruchu warg, nie są ani patetyczne, ani wulgarne, ani zbyt figlarne. Są po prostu zwykłe i codzienne, takich słów używamy w życiu bez liku, nie przywiązując do nich wagi. W tym filmie jednak mają olbrzymie znaczenie, są oszczędne, ale doskonale charakteryzują mówiących. Twórca nadał też barwy całemu Powstaniu, a są to kolory codzienności, trudu, odwagi i trwogi, radości i smutku, bohaterstwa i poświęcenia.