Za nami kanonizacja Jana Pawła II. Nasz papież jest świętym – to stało się już przyjemnym faktem. Nie tylko dla Polaków. Wykorzystując ten moment, twórcy dokumentu o bardzo długim tytule „Jan Paweł II – Santo Subito. Świadectwa świętości”, postanowili wprowadzić swój film do kin. Efektem tego jest, jak podają medialne opisy, „dokument przybliżający proces kanonizacji”. Po obejrzeniu „Santo Subito” ośmielam się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.
Wynika to z tego, że nie jest to dokument o procesie beatyfikacyjnym/ kanonizacyjnym. Co więcej, nie uwzględnia on nawet jakiejkolwiek chronologii czasowej, czyli następujących po sobie etapów procesu. Pokazuje jedynie namiastkę tego, czym jest ów proces, który polega na dokumentowaniu cudów odbywających się za wstawiennictwem papieża. Tego tu nie mamy. Mamy za to wyrywkowe historie pojedynczych osób, stanowiących tytułowe świadectwo świętości JP2, których nawet nie mamy możliwości do końca poznać. Są to jedynie niedopowiedziane strzępy tych ludzkich historii. Ich spoiwem próbuje być tutaj osoba księdza Sławomira Odera, który jeździ po świecie (m.in. odwiedza Francję, Islandię, Japonię, Kolumbię, Rwandę) i rozmawia z osobami, które albo doświadczyły cudu poprzez osobę papieża, albo nasz papież znacząco wpłynął na ich życie. Ale tak naprawdę z tych rozmów, dla nas jako widzów, nic nie wynika. W dodatku przeplatają się i brakuje im sensownego porządku, jakiegoś filmowego zamysłu, co z kolei sprawia, że widz może pogubić się w tych opowieściach, a ostatecznie nawet nimi znużyć.
Na „plus” dla tego dokumentu niech będzie to, że można się z niego dowiedzieć, iż pamiątki pozostawione na grobie JP2 (laurki, kartki, osobiste intencje, a nawet przedmioty cenne) nie trafiają do kosza, tylko są zbierane i przechowywane w archiwach Watykanu. Inną ważną informacją jest chociażby to, że do Watykanu dotarło kilkadziesiąt tysięcy listów z całego świata, w których nadawcy opisali wpływ papieża Polaka na ich życie, z czego cztery tysiące z tych listów – na chwilę powstawania filmu - zostało udokumentowanych. Miłym akcentem jest również uświadomienie sobie, że w większości miejsc, które odwiedził ojciec święty, są nasi rodacy, którzy pełnią misję i pomagają tym najbardziej potrzebującym.
Summa summarum, „Santo Subito” to nie jest (nie powinien być) film kinowy, bo brakuje mu kinowego zamysłu i rozmachu. Natomiast zdecydowanie lepiej sprawdziłby się w telewizji (szczególnie w czasie kanonizacji), która byłaby dla niego naturalnym środowiskiem (film w kinie wyświetlany jest z lektorem), bo być może dzięki temu obejrzałoby go więcej osób.
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.