Podobno jest to przykład tzw. kina kobiecego. To mogłoby się zgadzać, patrząc na bardzo nierówne proporcje na seansie pomiędzy kobietami a mężczyznami. Ale czy film, który pokazuje relacje pomiędzy siostrami (a także rodzeństwem w ogóle) i pomiędzy mężczyzną a kobietą/kobietami musi być od razu zaadresowany tylko do kobiet? Tym bardziej, jeśli sposób pokazania owych relacji jest daleki od tych, jakie można zobaczyć w telenoweli. Oznacza to, że „Siostra twojej siostry” jako przykład kina niezależnego, zrealizowanego zaledwie w kilkanaście dni za niewielkie pieniądze, to kameralny film zrobiony ze smakiem, wyczuciem, z pełną dojrzałością i w dodatku z niewymuszonym poczuciem humoru, które urozmaica tę życiową historię.
Życiową historią jest tutaj sytuacja, w której jeden mężczyzna (do miana „ciacha” raczej mu daleko), zagubiony we własnym życiu, gdyż zmarł mu brat, całkiem przypadkowo staje pomiędzy dwiema siostrami. Obie są ciekawe, obie inteligentne i atrakcyjne, a jedna (gra ją Emily Blunt znana z filmów „Diabeł ubiera się u Prady”, „Jeszcze dłuższe zaręczyny”, „Połów szczęścia w Jemenie” czy „Lato miłości”) w dodatku jest najlepszą przyjaciółką tego mężczyzny. Brzmi to zapewne jak perypetie miłosne nastolatków, ale bohaterowie filmu Lynn Shelton już dawno nastolatkami nie są. To dojrzali ludzie, „stuknęła” im już trzydziestka, którzy trwają w życiowym zawieszeniu, ponieważ chcieliby zrobić jakiś krok naprzód, lecz brakuje im na to odwagi, zdecydowania, pewności siebie i przekonania. Trochę już w życiu przeżyli i marzą o „poważnym” i ustabilizowanym życiu, jakie przysługuje osobom w ich wieku. I tego też dotyczą ich rozmowy: egzystencji, pragnień i wszelakich uczuć (łącznie z zazdrością i nienawiścią), które są skrywane.
Nie mamy tutaj jednak do czynienia z „ciężkim” dramatem egzystencjalnym, który rozlewa się na nas - widzów. A to za sprawą dobrego aktorstwa i dobrej reżyserii, a co za tym idzie momentów komediowych pojawiających się bardzo naturalnie, jako dopełnienie tych momentów dramatycznych. Jest w tym filmie również mnóstwo siostrzanego i przyjacielskiego ciepła, takiej zwykłej życiowej sielanki, na którą przyjemnie się patrzy. Tym bardziej, kiedy bieżący repertuar kinowy najczęściej serwuje nam historie pełne dynamizmu, wybuchów i życiowego nieprawdopodobieństwa.
„Siostra twojej siostry” to naprawdę bardzo kameralny film, rozegrany na trzech aktorów, w jednym miejscu (domek na odludziu), w którym czas jakby nie istnieje. Nikt nigdzie się nie spieszy, panuje cisza i spokój, a bohaterowie trwają i trwają, ale w końcu, w decydującym momencie (a jaki to moment – tego nie zdradzę), udaje się im podjąć jakieś decyzje, zrobić wspomniany krok. Ale czy podjęte decyzje coś zmienią? Tego nie jesteśmy pewni.