Tak mocno reklamowany i dobrze zapowiadający się polski thriller kryminalny okazał się – jak dla mnie – mocno przeciętnym filmem. By nie powiedzieć, że bardzo słabą podróbką wspomnianych gatunków. W dodatku takim filmem, który w pewnym momencie znużył mnie, a w oczekiwaniu na koniec, zacząłem wyłapywać wszystkie jego nieścisłości. A tych, o dziwo, jest w nim sporo. Począwszy od samej historii, poprzez jej bohaterów (no, może z wyjątkiem bohatera granego naturalnie przez Bartłomieja Topę, ale i tak takich postaci było już wiele), a skończywszy na zakończeniu, które naprawdę nie trzyma się tzw. kupy. Bo ten film jest, po prostu, fabularnie przekombinowany, a w ostateczności nielogiczny i bez sensu. Dodatkowo dyskomfort w trakcie seansu powoduje dezorientacja, o co właściwie tak naprawdę chodzi?!? Wynika to m.in. z tego, że w „Sługach bożych” nastąpiło niepotrzebne nagromadzenie wątków i tematów. Czego wynikiem jest pewnie to, że chociażby jeden z nich (dotyczący złowieszczego i nawiedzonego kantora, w którego wciela się Adam Woronowicz) w pewnym momencie urywa się i od tak, jak gdyby nigdy nic, znika. Natomiast obok pojawiających się regularnie zwłok samobójczyń skaczących z wierzy kościelnej, wspomina się tu: a to o kościelnych gruntach i majątkach, a to o Stasi (naczelny organ bezpieczeństwa Niemieckiej Republiki Demokratycznej), a to o CIA, a to o lustracji, a to o czymś tam jeszcze. I w sumie nie wiadomo, czego się uczepić i w którą myślową stronę podążać.
W dodatku „Sługi boże” tak bardzo nadymają się w tym, by być na poważnie i by stworzyć atmosferę grozy i zagrożenia (na wzór zagranicznych wzorców, np. skandynawskiego kryminału), że aż wypadają sztucznie i śmiesznie. Tutaj przyczyniają się do tego m.in. dwie aktorki. Pierwsza to Julia Kijowska, której talentu na pewno nie można odmówić. Jednak jej bohaterka albo tak fatalnie została napisana na etapie scenariusza, albo ona nie miała na nią pomysłu. W dodatku tak nieumiejętnie została poprowadzona przez reżysera. Grana przez nią Ana, z pochodzenia Niemka (aktorka świetnie mówi po niemiecku), zachowuje się jakby była z innej planety lub jakby dopiero co się obudziła i nie docierało do niej, co się mówi i robi.
Drugą aktorką jest tutaj Małgorzata Foremniak. Mam nieodparte wrażenie, że aktorka ta od dłuższego już czasu, na różne sposoby, tak usilnie próbuje uciec od roli miłej, ułożonej i ciepłej w obejściu Zosi z serialu „Na dobre i na złe”, a przy tym chyba odmłodzić się. Dlatego najwyraźniej wybiera role, w których jej bohaterki więcej poświęcają czasu na uprawianie seksu, niż na jakieś sensowne działanie. Psychologia zarówno tej, jak i poprzedniej postaci leży i kwiczy. Natomiast powiedzeniowego leżącego kopią skopane dialogi.
Jeśli więc, patrząc na bohaterów tego filmu, takie są sługi boże, to niech ich wszyscy diabli wezmą. Spokojnie można sobie ich podarować i poczekać na najnowszą część „Pitbulla” (premiera 11 listopada), którego zwiastun pojawił się przed „Sługami…”. Bo ten na pewno nie rozczaruje.
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.