Kino indyjskie kojarzy nam się przede wszystkim z kinem bollywoodzkim – filmami długimi jak niegdyś kolejki za chlebem (produkcje te trawą nawet do 4 godzin), kolorowymi jak pisanki na Wielkanoc oraz roztańczonymi (obowiązkowo tańce synchroniczne) i rozśpiewanymi jak uczestnicy programów typu talent show. Natomiast tłem prawie każdej bollywoodzkiej historii jest, oczywiście, miłość. Dlatego urzeczone są nimi panie, czego nie można powiedzieć o panach, dla których oglądanie tego typu filmów wiąże się z samounicestwieniem.
Wspominam o tym wszystkim nie bez powodu, ponieważ „Smak curry” to również film z Indii (tyle że w koprodukcji francusko-niemiecko-amerykańskiej), ale z Bollywoodem niewiele ma wspólnego: trwa nieco ponad półtorej godziny, nikt w nim nie tańczy i nie śpiewa, a skąpany jest w ciepłych, ale nie w intensywnych kolorach, których mnogość jest tak charakterystyczna dla kina bollywodzkiego. Jednak pojawia się w nim uczucie. I jeśli w tym momencie, któryś z panów czytających te słowa myśli sobie: „Ooo… Nieee… To nie dla mnie”, to szybko spieszę poinformować, że jest w wielkim błędzie, ponieważ w „Smaku curry” nie ma ani grama landrynkowości i melodramatyzmu. Uczucie między młodą kobietą (zaniedbywaną przez męża) a dojrzałym mężczyzną (samotnym wdowcem), których drogi przypadkowo przecinają się, jest tutaj tak delikatnie i ze smakiem nakreślone, że po seansie widz ma prawo zastanawiać, czy może powinien wyśpiewać i wyklaskać utwór Rubika „Niech mówią, że to nie jest miłość”. W dodatku jest to tak inteligentnie i zabawnie, a przy tym niesamowicie dojrzale i życiowo opowiedziana historia (nie brakuje w niej mądrości życiowych, jak chociażby ta: „Czasem zły pociąg zabierze Cię na dobrą stację”), że nie sposób nie poddać się jej urokowi. W dodatku z lekkim przymrużeniem oka daje wgląd w kulturę indyjską, co również jest przyjemnym doświadczeniem.
Chociaż ten film został sklasyfikowany jako dramat, to trudno oprzeć się wrażeniu, że to jakieś nieporozumienie. Bo gdyby wszystkie filmowe dramaty tak wyglądały, to życie w sali kinowej byłoby lżejsze i weselsze. Dlatego obok „Smaku curry” nie można przejść obojętnie, bo jest on jak ostatni posiłek skazańca – smakuje wyśmienicie. Z tą tylko zasadniczą różnicą, że do tej filmowej uczty zawsze można jeszcze powrócić.
PS „Smak curry” będzie można obejrzeć 19 maja (tj. poniedziałek) o godz. 19:00 w ramach DKF „KLAPS” w Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie. Wejściówka: 10 zł
Jeśli film jest indyjski to jest bollywoodzki. Jedno równa się drugie. Bollywood to nie tylko tańce i kolory. Bollywood to określenie całej indyjskiej kinematografii, która mimo wszystko jest różna, czego najlepszym dowodem ten film.
Autor: Rafał Kaplita
Data: 2014-05-18 09:53:54
[1]
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.