Twórcy tej parodiującej serii powinni posłuchać trochę Perfectu i wziąć sobie do serca słowa jednego z ich najbardziej znanych utworów: „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść”. Bo jak kiedyś jeszcze ten cykl śmieszył, tak teraz, w przypadku części piątej, śmieszy już tylko naprawdę nielicznych. I to szczególnie tych najmniej wymagających jeśli chodzi o poziom humoru. Ale, oczywiście, o gustach podobno się nie dyskutuje.
Żeby było jasne: cykl „Strasznego filmu”, który wystartował w roku 2000, a odpowiadali za niego czarnoskórzy bracia Wayans, nigdy nie był reprezentantem jakiegoś specjalnie wyrafinowanego humoru. Niejednokrotnie pozwalał sobie na potyczki z dobrym smakiem, czyli na żarciki o zabarwieniu – najczęściej - erotycznym. Jednak w tym „niesmaku” był jakiś „smak”; i nawet jeśli przy tym myślało się: „fuujjj” - to przynajmniej było to śmieszne i jeszcze strawne, bo na ten świński żart był pomysł, który opakowano w jakąś historię. Czego nie można powiedzieć o piątej odsłonie „Scary Movie”, w której nie tylko tak naprawdę nie ma się z czego śmiać, ale przede wszystkim brakuje pomysłu na parodiowanie kolejnych tytułów.
A tym razem ofiarami parodii padły takie filmy jak: „Mama” (horror będący szkieletem „piątki”; przeszedł przez nasze kinowe ekrany bez większego zainteresowania), „Paranormal Activity”, „Czarny łabędź”, „Geneza planety małp”, czy – pośrednio – „Benny Hilla”. Na upartego można się jeszcze doszukiwać kilku innych tytułów poddanych „strasznej przeróbce”, zarówno tych filmowych (np. „Ostatniego domu po lewej”), jak i nawet książkowych („50 twarzy Greya”), ale po co? Nie dość, że fabuła jest do chrzanu, żart nie bawi, to i wyłapywanie parodii nie przynosi żadnej satysfakcji. A chyba nie o to chodzi, by na komedii siedzieć jak na wykładzie o całkowaniu. W dodatku twórcy tej części do tego stopnia przekraczają granicę dobrego smaku, że posuwają się nawet do obrazy uczuć religijnych – bo i taka skarga została zgłoszona obsłudze jednego z rzeszowskich kin.
Dlatego, by nie mieć żadnych negatywnych odczuć, a przy tym nie wyrzucić pieniędzy w błoto i nie marnować czasu, lepiej ominąć szerokim łukiem ten film z piątką w tytule. A następnym razem, już zawczasu, warto pamiętać, że jest takie powiedzenie-przestroga, która mówi: „Do trzech razy sztuka”. Za czwartym, a tym bardziej piątym – to już nauka.