Tam, gdzie Warner Bros. opracowuje egzotyczną strategię, Disney – cegiełka po cegiełce – wznosi marvelowską świątynię. W tym roku swoje pięć groszy wtrąciło studio Fox, ale szanse na to, że osamotnieni mutanci zagrożą najstabilniejszej marce w branży rozrywkowej są równie niskie, co prawdopodobieństwo powstania czwartej odsłony „Niesamowitego Spider-Mana” w reżyserii Marca Webba. Cieszy możliwość obcowania z kolejnymi elementami rozbuchanego, barwnego uniwersum, bo hollywoodzkie adaptacje komiksów o przygodach herosów coraz częściej satysfakcjonują widownię i zdobywają uznanie krytyków.
Czternastoletni Hiro, któremu geniuszu pozazdrościłby sam Sheldon Cooper, uczestniczy w nielegalnych walkach robotów w ciemnych zaułkach San Fransokyo (futurystycznej fuzji Tokio i San Francisco). Całe szczęście, nad karierą potencjalnego Noblisty czuwa starszy brat Tadashi. Nastolatek zamienia więc ring na pracownię naukową i wkupia się w łaski profesora Roberta Callaghana, sprawującego pieczę nad grupą utalentowanych nerdów z lokalnego uniwersytetu.
„Wielka Szóstka” to atrakcyjna hybryda gatunkowa. Twórcy integrują elementy kina szpiegowskiego z dramatem, przy czym sprytnie rozwiązują problem narodzin paczki superbohaterów, właściwy pierwszym filmom z serii. Unikają zrzędzenia („Thor”), niepotrzebnego patosu („Człowiek ze Stali”) oraz kiczu („Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie”). Zaprawiają całość głupkowatym humorem i – w tym uporządkowanym chaosie – oswajają najmłodszych ze śmiercią tudzież przyglądają się dojrzewającemu chłopcu. Hall&Williams z wdziękiem drałują poprzez zainicjowane konflikty aż do finału, gdzie, korzystając z najtańszych chwytów, prowokują naiwny, oderwany od koncepcji, happy end.
W marvelowskiej animacji nie brakuje spektakularnych demolek, widowiskowych pościgów, dowcipnych mrugnięć do starszego odbiorcy oraz odniesień do popkultury (zbiorowe selfie, humorystyczne wykorzystanie utworu „Eye of the tiger”). Mariaż bojowych umiejętności z zaprojektowaną przez Tadashiego puszystą formą przyjaznego robota jest okazją do zabawnej gry kontrastów. Szczególnie ciepły głos Zbigniewa Zamachowskiego, zapuszkowany w purpurowym pancerzu, generuje komiczną dysharmonię. Do spółki ze wspomnianą maskotką tytułową grupę superbohaterów tworzą postacie sympatyczne i nieskomplikowane. Naukowy potencjał każdej z nich służy za pretekst do fascynującej żonglerki różnymi typami uzbrojenia, systemami walki lub unikalnymi mocami. Nowy film twórców „Krainy Lodu” jest zresztą świetnym materiałem na bijatykę.
Disney nie zwalnia tempa, eksperymentuje, sięga po komiksy mniej znane, pozbawione ikonicznych figur. W lipcu lansuje „Strażników Galaktyki”, dzisiaj – „Wielką Szóstkę”, z tym że ten pierwszy obraz zarabia 800 milionów dolarów, a drugi mozolnie odpracowuje koszty produkcji. Jeżeli nadmuchiwany Baymax ma deptać po piętach galaktycznym przyjaciołom albo sympatycznemu Szczerbatkowi, to potrzebuje większego zaufania ze strony rodziców. Nie żałujcie drobniaków! Animacja Dona Halla i Chrisa Williamsa jest, bez wątpienia, efektowną baśnią na miarę XXI wieku.
Marcin Czarnik