Po którykolwiek by teraz film sięgnąć z bieżącego repertuaru, okazuje się, że powstał on na podstawie jakiejś książki. W dodatku „światowego bestsellera” – jak głoszą zwiastuny i ulotki reklamowe. Jest to huczny wabik na nas widzów, chociaż – tak naprawdę – nikt z nas wcześniej raczej nie słyszał o danej powieści. (Nie mam tu na myśli adaptacji prawdziwych klasyków, jak np. Tolkiena, C. S. Lewisa czy innych wielkich nazwisk). A jeśli już ktoś słyszał i przede wszystkim przeczytał ową książkę, to są to nieliczni. Natomiast literacka pozycja, na podstawie której mamy okazję obejrzeć film, dociera najczęściej na księgarskie półki dopiero wraz z filmową premierą i w filmowej okładce.
Podobnie sprawa ma się z filmem „Zostań, jeśli kochasz”, który za swoją literacką bazę ma niewielkich rozmiarów powieść „Jeśli zostanę” (u nas występuje pod takim samym tytułem jak film) skierowaną głównie do nastoletniej publiczności. Książką się tutaj nie będę zajmował, bo jej nie czytałem, chociaż zdążyłem już ją przekartkować przy okazji jednej z wizyt w księgarni, natomiast prześledziłem wpisy na różnych forach i portalach internetowych, z których jasno wynika, że książka się nastolatkom podoba, bo wzrusza i porusza ich, i odnajdują w niej część siebie. Wygląda więc na to, że takie same emocje towarzyszą oglądaniu fabularnego debiutu R. J. Cutlera, który – za książką – opowiada historię ślicznej wiolonczelistki (już siedemnastoletnia Chloë Grace Moretz), która w wyniku samochodowego wypadku walczy o życie. Jej duch krąży wokół żywych, co staje się pretekstem do prześledzenia własnego dotychczasowego życia (akcja zbudowana głównie z retrospekcji), które pełne jest pasji i miłości.
„Zostań, jeśli kochasz” jest filmem ckliwym, który powoduje, że z co wrażliwszych oczu płyną łzy, jednak osobiście zaliczam go do tych nielicznych ambitniejszych „młodzieżówek”, które rezygnują z seksualnych, obleśnych i głupich żartów na rzecz pokazania i przekazania konkretnych wartości. A wśród nich są m.in. rodzina, pasja, talent i oczywiście miłość. Nasza bohaterka ma wręcz idealne życie, do którego nie sposób się przyczepić, co może oczywiście niektórych razić swoją bajkowością, jednak na to życie przyjemnie się patrzy i wierzy się, że tak może lub powinno być. Mam tu na myśli głównie te zdrowe i ciepłe relacje rodzinne: rodziców do dzieci, dzieci do rodziców i rodzeństwa do rodzeństwa. W ogóle w trakcie seansu pojawia się jasny przekaz, że w życiu każdego dojrzałego człowieka przychodzi taki moment, że przestaje szaleć i myśleć tylko o sobie, a zaczyna myśleć o innych – tych najbliższych, rodzinie, która naturalnie staje się jego nową pasją. Jest to więc też historia o akceptacji i poświęceniu się z miłości dla drugiego człowieka.
Film ma szczere i dobre intencje, które obleczone są w pozytywne emocje. A te udzielają się młodym widzom w trakcie seansu. „Zostań, jeśli kochasz” może i też nie jest lekiem na całe zło, ale jakże przyjemnie się na niego patrzy i wierzy w to, że w relacjach międzyludzkich mogłoby tak pięknie być.