"Zjawa" konfrontuje twardego człowieka z równie twardą i częstokroć bezlitosną naturą
„Czasem przetrwanie jest najtrudniejszą rzeczą ze wszystkich.”
Richelle Mead
Oto sytuacja wyjątkowo rzadka, żeby nie powiedzieć dotąd niespotykana. Rok 2015. Luty. Rozdanie Oscarów. Zwycięzcami zostają film „Birdman”, jego reżyser Alejandro Gonzalez Inarritu, a także autor zdjęć Emmanuel Lubezki. Mija rok i oto głównymi faworytami w tych kategoriach są film „Zjawa”, jego reżyser Alejandro Gonzalez Inarritu, a także autor zdjęć Emmanuel Lubezki. Przypadek?
W latach 70. powstał film „Człowiek w dziczy”. Dziś mało kto o nim pamięta. A szkoda. W każdym razie była to wówczas bardzo niezwykła, lecz prawdziwa historia bystrego, oczytanego trapera-przewodnika, którego zaatakował, a następnie zmasakrował niedźwiedź. Reszta grupy, z którą podróżował, postanowiła nie czynić z niego niepotrzebnego balastu w dalszej podróży, tym bardziej, że jego śmierć wydawała się pewnikiem, jakich mało. Co prawda pozostawiono przy nim dwóch ochotników, którzy mieli mu zapewnić godny ludzkiej istoty pochówek, jednak wytrwałość bohatera i jednoczesna obawa przed atakiem Indian sprawiły, że dwójka strażników zostawiła mężczyznę na pastwę losu, dołączając w pośpiechu do reszty załogi.
Zjawa” jest właśnie swoistą wariacją na temat „Człowieka w dziczy”. Sytuacja się tu powtarza. Grupa traperów handlujących futrami zwierząt, przemierza niebezpieczne, niepoznane i mroźne rejony Ameryki, a niebezpieczna sytuacja i brak czasu sprawiają, że są zmuszeni w identycznej sytuacji zostawić swojego kolegę na, zdawałoby się, pewną śmierć. Drobny detal sprawia jednak, że oba filmy znacznie różnią się od siebie ostatecznym wydźwiękiem. „Człowiek w dziczy” opowiada bowiem historię człowieka, który stopniowo, wspierany siłą woli i hartem ducha ratuje się przed śmiercią. Dochodzi do siebie i przy dozie szczęścia dogania dawnych kompanów i, prawdopodobnie, wraca do rodziny. Kieruje nim jednak wręcz nadprzyrodzona wola powrotu do domu. Do swojej żony oraz dziecka. Można powiedzieć, że w jakimś sensie ratują go miłość i wiara. Bohater „Zjawy”, w którego bezbłędnie wciela się Leonardo DiCaprio, żonę stracił dłuższy czas temu. Była Indianką. Zamordowali ją biali. Został mu jedynie syn, któremu stał się jedynym oparciem i bliskim. Nieszczęśliwy splot zdarzeń sprawia, że jeden z jego kompanów (doskonały Tom Hardy), który dobrowolnie został czuwać nad jego śmiercią i pochówkiem, łamie dane słowo, morduje mu syna i, zwyczajnie w świecie, ucieka. To, co sprawi, że bohater wyliże rany, a w jego ciało wstąpią nadzwyczajne siły witalne, będzie rządza zemsty; zemsty, która sprawi, że w bohatera wstąpi zwierzę…
Temat zemsty jest bez wątpienia ważny w kontekście całej historii filmu, jednak „Zjawa” to także doskonały przykład kina survivalowego, które, przyznam w tym momencie, od zawsze bardzo lubię. Być może zabrzmi to trochę zabawnie, ale kino tego typu uświadamia mnie przy każdej okazji, że człowiek nie powinien narzekać na warunki, w jakich żyje, nawet jeśli czasem nie są bliskie jego wyobrażeniom. Na zawsze chyba zapamiętam scenę z filmu „Droga”, w którym Viggo Mortensen wraz z filmowym synem przemierzają pustkowia postapokaliptycznej ziemi, a ich egzystencja opiera się tak naprawdę na przetrwaniu każdego kolejnego dnia, w nadziei, że uda im się dotrzeć do miejsca, gdzie będzie co jeść, gdzie będzie można się umyć, a ludzie skłonni pożreć drugiego człowieka żywcem nie będą czaili się w każdym nieodpowiednio oświetlonym miejscu. W pewnym momencie bohaterowie „Drogi” trafiają do schronu atomowego, który ktoś, kiedyś, przyszykował na wypadek właśnie takiej sytuacji. W schronie jest wszystko. Jest pełno jedzenia, ciepła woda, mydło, jest światło, jest miękkie łóżko. To dalej, owszem, nie są warunki hotelu kilkugwiazdkowego, ale wszystko nabiera tu nowej dotąd wartości.
Nastaje moment, że w życiu nie chodzi o samo przeżycie. „Zjawa” konfrontuje twardego człowieka z równie twardą i częstokroć bezlitosną naturą. Problemem bohatera są odniesione rany, które utrudniają mu komfort ruchu, ale i sam proces poruszania się. Na domiar złego panuje sroga zima. Niespodziewana kąpiel w lodowatej rzece, niemożność zapalenia ogniska, nieudana próba złapania ryby – każdy z tych czynników może doprowadzić do wycieńczenia organizmu i śmierci. Dlatego w „Zjawie” nie brakuje scen ekstremalnych, w których bez zahamowań zjada się surowe mięso, czy wspomaga gojenie ran prochem strzelniczym – wszystko to, co w dzisiejszych, wygodnych czasach wydaje się zupełną abstrakcją.
Wykorzystując tematykę przetrwania pośród dzikiej natury, „Zjawa” mówi jeszcze coś, o czym opowiadał niegdyś Akira Kurosawa, kręcąc „Dersu Uzała”. Nigdy nie zapomnę finałowego ujęcia filmu japońskiego mistrza przedstawiającego grób tytułowego Dersu, w który została wbita jego drewniana laska zrobiona z kawałka w miarę prostej gałęzi. Laskę Kurosawa natomiast wkomponował w widok serii stojących obok siebie drzew. Egzystujący w dziczy i zabity przez tygrysa Dersu, żył w zgodzie z przyrodą, żeby nie powiedzieć stanowił jej część. Inarritu dość podobnie postrzega tu człowieka, który przybył w dzikie tereny. Granica między życiem a śmiercią jest tutaj dość cienka. Śmierć stanowi naturalną kolej rzeczy. Słabszy ginie, mocniejszy jest w stanie pożyć trochę dłużej. Człowiek żyje tu niejako w symbiozie z przyrodą. To ona daje mu pożywienie, to ona daje mu schronienie, ale to również ona może mu wszystko zabrać, w tym samo życie. Ową symbiozę doskonale obrazuje scena, kiedy wychłodzony do granic bohater rozkrawa konia, następnie go bebeszy, rozbiera się i wchodzi do środka. Martwy koń ratuje bohatera przed wychłodzeniem organizmu. W jakimś sensie oddaje mu życie, po czym znika pod grubą warstwą śniegu.
Reżyser ciekawie portretuje też naturę człowieka, jako istoty, która przesycona jest duchowością i dzięki duchowości się wyróżnia. Jednocześnie jednak istota ludzka stanowi tu zwykły organizm; organizm składający się z mięsa, kości i krwi. Organizm, który może zawieść, zamarznąć, zgnić… I właśnie ta dychotomia ludzkiej natury sprawia, że człowiek powierza się tutaj w ręce Boga. Oddaje mu swoje życie, powierza mu swoją śmierć. Pytanie, czy odda mu również swoją zemstę?
Podobnie jak człowiek u Inarritu ma dwie składowe, tak w jakimś stopniu można również mówić o dwóch zasadniczych elementach „Zjawy”. Sens tego filmu, jego treść i historia to równocześnie to, o czym było tych kilka dotychczasowych słów. Natomiast na bezwzględnie osobną uwagę zasługuje tu jego sfera wizualna. Zdjęcia operatora Lubezkiego są niebywałe. W scenach ataku Indian człowiek odnosi wrażenie jakby znajdował się pośród latających strzał i dymiących luf strzelb. W jednym momencie ląduje w błocie obok martwego trapera, by zaraz wsiąść na konia razem z indiańskim wodzem, który, zresztą, chwilę później umrze od kuli. Widoki zaśnieżonych stoków gór, siwych, skostniałych twarzy, zmrożonych, wręcz związanych lodem bród i wąsów, jak również widok pary z ust, która zdaje się zasłaniać obiektyw kamery sprawiają, że jesteśmy w stanie odczuć przeraźliwe zimno, z jakim zmagał się tutaj człowiek starający się utrzymać ducha w ciele. Tereny, w jakich został kręcony film (Kanada, U.S.A. i Argentyna), sprawiły, że budżet filmu wzrósł o kilkadziesiąt milionów. Prawie połowę pracy zajmowało ekipie filmowej dotarcie do miejsc, w których miały być kręcone zdjęcia. Mimo to było warto. Zapierające dech w piersiach pejzaże są jednym z powodów, dla których trzeba zobaczyć ten film, a przecież, jak mi się zdaje, taki powodów jest znacznie więcej.
I w końcu dodam, że życzyłbym sobie, żeby to właśnie ten film dostał Oscara za najlepszy film roku. Być może sprawiłoby to, że powróciłoby zainteresowanie bohaterami z krwi i kości, którzy nie są kolorowymi figurkami ze stajni Marvela, czy gogusiami o nieskazitelnym wyglądzie twarzy i budowie ciała, którzy w zimowych warunkach wymiękliby pewnie szybciej niż jeleń, którego w pierwszej scenie ustrzelił DiCaprio. Ten sam DiCaprio, który zagrał prawdopodobnie najdojrzalszą rolę w swoim życiu i powinien w końcu otrzymać swojego pierwszego Oscara.
Portal resinet.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
Drogi użytkowniku! Trafiłeś na archiwalną wersję działu kinowego. Filmowe newsy, bieżący repertuar kin oraz filmotekę znajdziesz w nowej odsłonie serwisu.